piątek, 8 grudnia 2017

05. Piąty...

Na samym początku chciałabym Was bardzo, ale to bardzo przeprosić za to, że tak Was zaniedbałam.

05. Fifth
But when I turn away the demons seem to stay, cause inner demons don't play well with angels.


Pocałowałem ją ponownie, ale nie odwzajemniła tym razem pocałunku. Odsunęła mnie od siebie. Spojrzałem na nią zastanawiając się o co chodzi.
          - Nie. Nie pragniesz mnie tylko mojego ciała.
To co powiedziała zbiło nie z tropu. Patrzyłem przez dłuższą chwilę i nie bardzo wiedziałem nawet co powiedzieć. Nie byłem pewien czy miała rację, ale nie byłem też pewien, że jej nie ma. Podniosłem się pozwalając na to też jej. Usiadła obok i spojrzała na mnie uśmiechnięta. Za ten uśmiech mógłbym zabić. - To w ogóle nie powinno mieć miejsca. Musimy zachować dystans, żeby się nie pogubić. Jesteś świetnym facetem, ale nie dla mnie, bo...
          - Tylko nie mów „bo jesteś moim szefem” – warknąłem, a ona wstała i tak po prostu wyszła. Usłyszałem jak zamknęła drzwi od swojego pokoju obok. Poszedłem do łazienki. Musiałem trochę ochłonąć. Wszedłem pod prysznic odkręcając gorącą wodę, ale to nie pomagało, bo za każdym razem kiedy zamykałem oczy widziałem ją. Stała przede mną taka piękna, uśmiechnięta i zachęcająca mnie, abym do niej podszedł, ale kiedy już to robiłem ona nagle rozpływała się w powietrzu. Uderzyłem ręką w ścianę i wściekły wyszedłem spod prysznica. Postanowiłem pójść się rozerwać.

Wybrałem klub niedaleko hotelu. Muzyka była znośna i miałem nadzieję, że znajdzie się tam też jakaś kobieta, która sprawi, że ten wieczór będzie przyjemniejszy. Wiem, że nie powinienem myśleć w taki sposób, ale dzisiejszego wieczoru naprawdę tego potrzebowałem. Byłem tykającą bombą, która w każdym momencie mogła wybuchnąć, a nie chciałem, aby Olivia była tego świadkiem. Nie mogłem na to pozwolić. Usiadłem przy barze i zamówiłem dwa kieliszki czystej, które wypiłem od razu. Następnie zamówiłem drinka, którego sączyłem powoli rozglądając się po klubie. Wypatrzyłem brunetkę, która zaczęła mi się przyglądać chyba nieco intensywniej niż ja jej. Podszedłem powolnym krokiem i zaprosiłem na drinka. Natychmiast się zgodziła. Łapiąc mnie za rękę skierowała nas w stronę baru. Usiedliśmy na obrotowych krzesłach i zacząłem słuchać jej opowieści. Mówiła mi, że studiuje psychologię, że praktyki ma na razie w szkole podstawowej. Później chciałaby się przenieść do gimnazjum i liceum i tak dalej. Nie obchodziło mnie to zbytnio. Miała być tylko na jedną noc, nic więcej. Nie potrzebowałem jej życiorysu. Tym razem mnie to nie obchodziło. Po kilku drinkach poszliśmy tańczyć. Widziałem, że jest napalona i to tylko kwestia czasu, abym mógł zabrać ją do siebie.

Po jakimś czasie, nie wiem nawet ile dokładnie minęło, bo straciłem rachubę, byliśmy w moim pokoju, w hotelu. Byłem na tyle napalony, że nawet nie myślałem o Olivii znajdującej się za ścianą. Nie pamiętałem imienia swojej partnerki łóżkowej, ale raczej nie było mi potrzebne. Może Alice, albo Alison? Nie pamiętam, naprawdę. Pamiętam jedynie, że głośno krzyczała, a mnie to jakoś nie specjalnie podniecało. Nie w jej wydaniu. Było mi obojętne czy jest jej dobrze czy może coś ją boli. Nie obchodziło mnie to. Chciałem jak najszybciej dojść, a kiedy skończyłem miałem nadzieję, że ona wyjdzie. Chyba jednak miała inny plan, bo nie spieszyło jej się do tego, a ja byłem na tyle zmęczony, że nie zwracałem na nic kompletnie uwagi.

Obudziłem się rano z bólem głowy i poczułem czyjąś dłoń na swoim brzuchu. W pierwszej kolejności pomyślałem, że to Olivia, ale to nie było możliwe o czym przypomniałem sobie chwilę później. Obróciłem się i jedyne co dostrzegłem to brązowe włosy rozrzucone po całej poduszce, a w chwilę po tym dostrzegłem twarz młodej dziewczyny, której imienia kompletnie nie pamiętałem. Jej makijaż był rozmazany i nie wyglądała dobrze. Natychmiast pomyślałem o blondynce, która zaraz po przebudzeniu wyglądała uroczo. Poczułem pewnego rodzaju ukłucie, które chyba miało mi przypomnieć, że nie zachowałem się tak jak należy.

         - Dzień dobry. – usłyszałem i kiedy przyjrzałem się dziewczynie, chciała mnie pocałować. – Jak ci się spało? 
Wstałem z łóżka jak oparzony, a ona patrzyła na mnie swoimi zielonymi oczami nieco zdziwiona.
          - Myślę, że powinnaś już sobie pójść.
          - Co? Dlaczego? Przecież było nam razem tak dobrze... - uśmiechnęła się wyciągając ręce, chcąc się nieco przeciągnąć. Kiedy dostrzegła mój wyraz twarzy i zaczęła rozumieć o co chodzi odezwała się ponownie. – Myślałam, że..
          - Źle myślałaś. Ja nawet nie pamiętam twojego imienia, okej? To było jednorazowe i jeśli cię uraziłem to przepraszam, a teraz ubierz się i wyjdź z mojego pokoju. Niedługo mam samolot i potrzebuję czasu dla siebie.
Jak poparzona wstała z łóżka, ubrała się w przeciągu chwili i skierowała do drzwi. Odprowadziłem ją, a kiedy już przekroczyła próg, odezwałem się do niej po raz ostatni.

          - Przepraszam cię, że tak wyszło.
Usłyszałem, że drzwi od pokoju Olivii się otwierają. Zastanawiałem się czy cokolwiek słyszała z mojej porannej rozmowy z tą dziewczyną, ale nie dała po sobie nic poznać. Ziewała co oznaczało, że chyba się nie wyspała. Momentalnie mój wzrok skupił się na niej, a ona jakby mnie unikała

          - Zamknij się. Jeszcze nikt mnie tak nie wykorzystał i nie upokorzył jak ty. Jak mogłeś nie zapamiętać nawet mojego imienia?!
Widziałem chyba łzy w jej oczach kiedy odchodziła, ale nie byłem pewny, bo całą moją uwagę przyciągnęła brązowooka piękność. Ubrana była w długą limonkową spódnicę, dobrała do tego „bluzkę” na cieniutkich ramiączkach, która bardziej przypominała stanik niż bluzkę, ale na dworze było gorąco, więc po części ją rozumiałem. Miała odsłonięty kawałek brzucha przez co widać było jej lekko uwydatniające się mięśnie. Wyglądała kobieco i dziewczęco zarazem, ale gdyby była moja nie pozwoliłbym na taki strój. Na stopach miała płaskie sandałki przez co teraz dobrze widziałem o ile niższa była ode mnie. Miałem ochotę wziąć ją w ramiona, ale ona prychnęła pod nosem myśląc chyba, że tego nie słyszę i zaczęła iść w kierunku restauracji.

          - Zaczekasz na mnie? Zjemy razem śniadanie?
Zatrzymała się i spojrzała na mnie zszokowana. Zrobiłem jej coś? Może spotkałem ją wczoraj wracając z klubu? Nie.. nie przypominam sobie, ale nie pamiętałem też nawet imienia dziewczyny, która dziś obudziła się obok mnie.

          - Niby dlaczego miałabym na ciebie zaczekać?
          - Bo chciałbym zjeść śniadanie w miłym towarzystwie? W Twoim towarzystwie. -poprawiłem się natychmiast.
          - Ale ja nie mam ochoty na twoje towarzystwo! – podniosła głos i odeszła. Byłem zaskoczony, nie wiedziałem co w nią wstąpiło. Postanowiłem wrócić do pokoju, ubrać się i zejść na dół, do niej. Porozmawiać i zapytać o jej zły stan, którego być może byłem przyczyną.
Dostrzegłem ją przy jednym ze stolików przy oknie. Siedziała tam i „jadła” sałatkę. Wyglądała przez okno uśmiechając się, a jej uśmiech przerwał telefon. Odebrała go po czym po kilku sekundach spojrzała na niego zdziwiona i odłożyła. Wróciła do wyglądania za okno. Wzięła swoją kawę? Od kiedy ona piła kawę? W każdym bądź razie wyszła na taras. Usiadła i zaczęła czytać gazetę. Mrużyła oczy od słońca. Podszedłem do niej.

          - Myślałem, że nie pijesz kawy? Mówiłaś, że za nią nie przepadasz.
Uniosła na mnie wzrok.

          - Może nie musiałabym jej pić, gdybym mogła spać w nocy. – odparła całkowicie bez emocji. – Czego nie zrozumiałeś kiedy powiedziałam, że nie mam ochoty na twoje towarzystwo?
          - Kompletnie nie rozumiem twojego zachowania, coś się stało? Dlaczego nie mogłaś spać?
          - Żartujesz sobie ze mnie?! – odłożyła gazetę na stolik i ciskała we mnie błyskawicami z oczu. Wiedziałem, że przekroczyłem jakąś granicę skoro zachowywała się w taki sposób, ale nie miałem pojęcia co to za granica. – Może dlatego, że jakaś panna za ścianą tak jęczała, że obudziła mnie w środku nocy. Pewnie połowa hotelu została zbudzona i zastanawiała się co za zwierzę tak jęczy!
Wstała od stolika chcąc odejść, ale złapałem ją za ramię nie pozwalając jej na to. Zmierzyła mnie wściekłym spojrzeniem. Uśmiechnąłem się pod nosem z tego porównania do zwierzęcia. Myślałem, że wybuchnę śmiechem, ale starałem się opanować wiedząc, że to rozzłości ją jeszcze bardziej. Nie do końca wiedziałem co powiedzieć, więc wypaplałem pierwsze co mi ślina na język przyniosła.

          - Czyżbyś była zazdrosna? 
Zaśmiała się. To nie był ten miły śmiech. Ona naprawdę była wściekła.
          - Nie bądź śmieszny. Jestem wściekła, bo dzień wcześniej zarwałam nockę, aby ratować twój tyłek, a ty tak po prostu... – była naprawdę zła, dotarło to do mnie, ale bawiła mnie jej mimika twarzy. Marszczyła nos jak przy pierwszym spotkaniu. – Mogliście być choć odrobinę ciszej. – ściszyła głos i westchnęła.
          - Nie denerwuj się. Usiądź i zjedz ze mną śniadanie. Będzie mi miło.
          - Nie mam ochoty.
          - To polecenie służbowe panno Monte. – odparłem pół żartem, pół serio.
          - Proszę mi w takim razie wybaczyć panie Fray, ale nie mam najmniejszej ochoty na spędzanie z panem czasu. Do zobaczenia na lotnisku.
Poszła. Tak po prostu sobie poszła zostawiając mnie na tarasie samego i rozkojarzonego. Było aż tak źle? Byłem wściekły na siebie. Wszedłem do środka i poprosiłem kelnera o przyniesienie mi śniadania z mocną kawą do pokoju.
Kiedy skończyłem jeść, wykąpałem się i to był już ten czas, aby jechać na lotnisko. Zabrałem swoją walizkę i zapukałem do drzwi pokoju blondynki, ale nie otwierała. Zszedłem więc do rejestracji chcąc oddać klucz i zapytać o nią, a młody chłopak powiedział, że: „ta piękna pani niedawno wyszła”. Zacisnąłem dłonie w pięści, podziękowałem i wyszedłem z hotelu. Taksówka już na mnie czekała. Podałem adres i po kilku minutach byłem już na lotnisku. Rozejrzałem się, ale nigdzie jej nie było. Wsiadłem do samolotu i dopiero wtedy ją dostrzegłem. Siedziała na fotelu ze słuchawkami w uszach. Usiadłem obok, ale nawet nie drgnęła. Oddychała miarowo, więc pomyślałem, że śpi. Przyglądałem jej się przez dłuższą chwilę, a w końcu wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, aby zabrać z jej policzka kosmyk włosów. Nim jednak jej dotknąłem obróciła się na fotelu w stronę okna. Wyjąłem z jej uszu słuchawkę.

          - Zamierzasz mnie unikać?
          - Jeśli nie rozmawiamy o sprawach zawodowych to nie muszę z panem rozmawiać o niczym innym.
          - Panem? Niby taka dorosła, a jednak dziecko.
          - I kto to mówi. – zaśmiała się patrząc mi prosto w oczy. – Facet, który nie pamięta imienia dziewczyny, która w nocy tak głośno krzyczała jego imię prosząc o więcej, tym samym budząc ludzi w pokojach obok. To wszystko co mam do powiedzenia, a teraz przepraszam, ale chciałabym się zdrzemnąć, bo w nocy nie było mi dane.
Przewróciłem jedynie oczyma na to co powiedziała i postanowiłem dać jej odpocząć. Miałem jeszcze mnóstwo czasu, na to, aby ją przekonać do siebie.


Olivia

Byłam tak cholernie wściekła, że nie panowałam nad tym co mówię i nawet mnie to nie obchodziło. Jeśli wyciągnie z tego jakieś konsekwencje to trudno. Teraz jedyne czego chciałam to choć na chwilę się zdrzemnąć. Widziałam jak zacisnął usta, aby nic więcej nie powiedzieć.
Kiedy się obudziłam podchodziliśmy do lądowania, więc zapięłam pasy i cierpliwie czekałam, aż będę mogła wyjść z samolotu. Doczekałam się po niespełna piętnastu minutach. Wyszłam z samolotu i od razu podeszłam do pierwszej taksówki, która stała na lotnisku. Nawet nie patrzyłam na swojego szefa, który szedł za mną i coś mówił. Nie miałam najmniejszej ochoty po raz kolejny wdawać się z nim w dyskusje. Byłam za bardzo zmęczona.
Weszłam do domu, gdzie zostawiłam jedynie walizkę i wyszłam na zewnątrz. Pogoda była piękna. Szłam chodnikiem uśmiechając się do każdego kiedy nagle wpadłam na Jake'a, to znaczy na właściciela mieszkania, które wynajmowałam.

          - Dzień dobry Olivia.
          - Dzień dobry panie Black.
Odwzajemniłam uścisk dłoni i uśmiech. Był przystojnym mężczyzną, ale nosił obrączkę na palcu, a jego żona wydawała się być w porządku kobietą. No i spodziewali się dziecka.

          - Z każdym naszym spotkaniem jesteś coraz piękniejsza. - założył kosmyk moich włosów za ucho, a ja trochę się zarumieniłam dlatego spuściłam głowę w dół. – Spieszysz się gdzieś?
          - Nie...
Odparłam, a moja wewnętrzna 'ja' podpowiadała: 'Głupia! Spójrz co on robi, a przecież ma żonę!' Uciszyłam jej głos w swojej głowie. Może i miała rację, ale przecież ja nie potrafię kłamać, tak mi się przynajmniej wydaje.

          - W takim razie co powiesz na spacer i lody? Jest potwornie gorąco. – zawachlował swoją koszulą i zaśmiał się w głos ukazując rząd białych i prostych zębów. Również się zaśmiałam przyznając mu rację. Zgodziłam się i na spacer i na lody. – Jak ci się mieszka w Kalifornii? Tu jest chyba cieplej niż u ciebie? To znaczy w twoich rodzinnych stronach. Nie mylę się? – zapytał kiedy już kupiliśmy lody. W sumie on kupił, nie pozwolił mi zapłacić.
          - Nie, nie myli się pan. – odparłam, spojrzał na mnie lekko zawiedziony.
          - Bardzo cię proszę, nie mów do mnie na pan. Czuję się strasznie staro, a jeszcze nie mam trzydziestki na karku. Zostań przy Jake, może być?
          - No dobrze. W takim razie nie mylisz się. W moich stronach jest trochę chłodniej, ale klimat Kalifornii zupełnie mi nie przeszkadza. Kocham słońce, a dzięki tej pogodzie mogę praktycznie codziennie wybrać się nad ocean, aby pomyśleć. Uwielbiam to miejsce. Chyba nawet bardziej niż New Jersey.
          -  Aż tak? Nic cię tam nie trzymało? 
          - Nie. To znaczy rodzina. Rodzice, ale poza tym nic.
          - Żaden chłopak? Nie masz nikogo?
Był zbyt dociekliwy jeśli chodziło o moje życie prywatne, a ja tego nie lubiłam. Chyba zauważył, bo przestał wypytywać.

          - A jak się ma twoja żona?
Zmieniłam temat, a jemu diametralnie zmieniła się mina. Rozejrzał się dookoła z bladym uśmiechem.
          - Moja żona jak to kobieta w ciąży. Miewa humorki częściej niż przeciętna kobieta dlatego czasem wolę po pracy przejść się jeszcze po mieście i dopiero wrócić do domu, żeby stresów z pracy nie przenosić do domu.
          - Rozumiem. Więc dziś padło na mnie? Chcesz na mnie rozładować stres z pracy? – zaśmiałam się, a on ze mną. Całkiem miło się z nim rozmawiało.
          - Tak. Zaraz zacznę na ciebie krzyczeć. – uniósł delikatnie głos śmiejąc się przy tym. Podrapał się po brodzie przyglądając mi uważnie. Nagle podniósł rękę i starł odrobinę loda, który popłynął po kącikach moich ust. Oblizał palce, a ja zastanawiałam się co on tak naprawdę kombinuje. Patrzył na mnie wzrokiem, którego nie znałam. Zaczął nachylać się nade mną, a ja stałam tam jak wryta zamiast zareagować w jakikolwiek sposób. Musnął ustami kącik moich ust. Nie wiedziałam czy zrobił to nieumyślnie i był to tylko impuls czy miał kompletną świadomość tego co robi.
          - Myślę, że twojej żonie nie spodobałoby się to co zrobiłeś.
          - Emily nie musi wiedzieć o tym co zrobiłem, nieprawdaż?
Byłam zaskoczona jego wyznaniem.

          - Tak. Przepraszam, ale... powinnam już pójść.
          - Speszyłem cię?
Dotknął mojego policzka. Miał delikatne i gładkie dłonie. Zarost na brodzie dodawał mu uroku, ale on ma żonę! Mimo, że zachowuje się jakby jej nie miał.

          - Nie, po prostu nie chcę...Nie wiem, po prostu muszę już iść.
Zaśmiał się i zabrał dłoń z mojego policzka pozwalając mi się tym samym oddalić. Zrobiłam kilka kroków i się ocknęłam.
          - Czy on do cholery zwariował? – wyszeptałam sama do siebie, a ludzie popatrzyli na mnie zdziwieni. Uśmiechnęłam się jedynie w odpowiedzi i zaczęłam iść w kierunku domu.
Kiedy spojrzałam na wyświetlacz telefonu wskazywał on godzinę dwudziestą-pierwszą trzy, ale była też wiadomość. Otworzyłam ją zastanawiając się kto to może być, bo numeru nie było w mojej książce telefonicznej.


„Przyjdź jutro na 10, nie masz dużo pracy. Wyśpij się porządnie.Dobranoc Słoneczko, Justin.”

Przeczytałam wiadomość kilka razy i nadal tylko jedno słowo tkwiło w mojej głowie.
          - Słoneczko? – zaśmiałam się sama do siebie z tego co napisał. – Ja ci jutro dam słoneczko, albo raczej burzową chmurkę.
Weszłam schodami na górę gdzie z garderoby zabrałam koszulę nocną. Nie spałam w spodenkach i koszulce jak większość dziewczyn w moim wieku, ja kochałam koszule nocne. Były wygodne, a kiedy trzeba było spełniały inną rolę. Koszule były seksowne i nikt mi nie powie, że mężczyźni ich nie kochają. Uwielbiają nagie ramiona swoich partnerek, odstający tyłek i piersi zza kawałka delikatnego materiału.
Weszłam pod prysznic, choć wanna mocno mnie kusiła, ale dziś marzyłam o własnym łóżku i niczym więcej. Po około dziesięciu minutach leżałam już w łóżku i dziękowałam Bogu, że tym razem będę mogła spać spokojnie, bo nikt nie będzie krzyczał za ścianą.



Przebudziłam się i spojrzałam na zegarek. Była druga czterdzieści-dwie, podniosłam się na łóżku i przysłuchałam temu co słychać za ścianą. Wiem, że to nie ładnie podsłuchiwać, ale to właśnie to co działo się za nią wybudziło mnie, więc chyba miałam prawo sprawdzić co to takiego. Usłyszałam huk i myślałam, że Justinowi coś się stało, już chciałam biec do niego i sprawdzić czy wszystko w porządku, ale zatrzymał mnie głos. Kobiecy głos.
- O tak Justin! Mocniej! Jest mi tak cudownie. 
Wytrzeszczyłam oczy i starałam nie wsłuchiwać się w to wszystko. Słyszałam jeszcze kilka krzyków i jęków, a później cisza. Położyłam głowę z powrotem na poduszkę, a moja wewnętrzna 'ja' szalała ze złości i sprawiała, że ja też miałam na to ochotę. 'Mówił, że pragnie ciebie, a przyprowadził przypadkową pannę, żeby sobie ulżyć'. Zacisnęłam ręce w piąstki i przyznałam samej sobie rację. Chciałam wyrzucić to wszystko z głowy, ale nie mogłam.'Jest taki sam jak oni wszyscy. Nie przejmuj się, on nie jest ciebie wart.'Chciałam spać, ale czułam jak rozpadam się ponownie i nie bardzo rozumiałam o co chodziło. Czułam się oszukana i zawiedziona, ale dlaczego? On mi przecież niczego nie obiecywał. Tylko się całowaliśmy, ale za to jak... pierwszy raz poprzez sam pocałunek czułam takie ciepło rozlewające się po moim ciele.'on ci się podoba idiotko'-Nie! Nie prawda! – krzyknęłam i gdyby tak ktoś z boku na mnie popatrzył pomyślałby, że zwariowałam, a ja po prostu rozmawiałam sama ze sobą. Z wewnętrzną 'ja'.- Och zamknij się już zołzo. Powiedziałam sama do siebie i przytuliłam się do poduszki próbując zasnąć.”'Gdyby ci się nie podobał nie reagowałabyś w ten sposób, on...'


Potrząsnęłam głową chcąc wyrzucić z niej wszystkie myśli na temat swojego szefa. Tak. Justin jest moim szefem i nasza relacja będzie się utrzymywała tylko na tym poziomie. Nie pozwolę, aby wykroczyła poza te ścieżki. Tak nie można. 'Nie łudź się' – odezwała się moja druga 'ja', ale szybko ją uciszyłam. Jeśli chciałam tak grać nie mogłam pozwolić jej dojść do głosu. 'Dojdziesz, ale z nim. Jest gorący'
          - Zamknij się.
Zaśmiałam się sama do siebie kręcąc przy tym głową. Znów mówiłam sama do siebie. Zwariowałam? Możliwe.

Obudziłam się o 7.30, bo mimo SMS-a od Justina zamierzałam przyjść o normalnej godzinie do pracy. To znaczy na 9. Nie dam mu tej satysfakcji. Weszłam do swojej garderoby zastanawiając się co na siebie założyć.

          - Och panie Fray. Chcesz swojego słoneczka? Dostaniesz. Na odległość.
Wybrałam zestaw ubrań i udałam się do łazienki, gdzie umyłam zęby i twarz. Spojrzałam na swoje odbicie i wcale nie wyglądałam tak źle. Nie miałam worów pod oczami, a to było najważniejsze, bo inaczej musiałabym użyć podkładu, a na zewnątrz było bardzo gorąco. Rzęsy podrasowałam mascarą, a błyszczyk spakowałam do torebki. Włosy związałam w luźny warkocz na boku. Wyszłam z łazienki z zadziornym uśmiechem na twarzy. Założyłam na nogi sandałki w białym odcieniu. Przyjrzałam się sobie z uśmiechem na twarzy. Zeszłam na dół, gdzie zrobiłam sobie zieloną herbatę i zjadłam jabłko. Doszłam do wniosku, że wracając z pracy muszę zrobić małe zakupy.
W firmie byłam pięć minut przed czasem. Odpowiadałam „dzień dobry” każdemu kto kierował te słowa w moją stronę. Zauważyłam „Rudą”, która z wściekłością przyglądała mi się z daleka. Zaśmiałam się pod nosem przechodząc obok niej. Czułam na sobie wszystkie spojrzenia męskich osobników naszej firmy i schlebiało mi to, bo właśnie o taki efekt przecież chodziło. Czekałam tylko na wielki finał. Przechodząc obok wcześniej wspomnianej „Rudej” usłyszałam jak wysyczała przez zęby przekleństwo pod moim adresem. Zatrzymałam się i zawróciłam do niej.

          - Uważaj na słowa, bo podobno jesteś na celowniku szefa. – uśmiechnęłam się, a ona zmroziła mnie wzrokiem, ale więcej się nie odezwała. Wiedziała, że miałam rację. Zrezygnowałam dziś z windy kierując się na schody. Weszłam powoli na drugie piętro uśmiechając się do każdej napotkanej osoby.
Włączyłam swojego laptopa i skierowałam się do naszej kuchni, gdzie zrobiłam dla swojego szefa kawę. Mocną, taką jak lubił.



Justin

Wszedłem do firmy i byłem w kompletnym szoku. Panował tam harmider jakiego nie widziałem już od dawna. Wszyscy szeptali coś między sobą i uśmiechali się pod nosem. Chciałem to wszystko ominąć, ale nie było mi dane. Zaczepił mnie Chris, mój przyjaciel i pracownik w jednym.

          - Stary... słyszałem, że twoja nowa sekretarka jest gorąca, ale nie sądziłem, że aż tak bardzo. Jest zajebiście gorąca. Wygląda jak anioł tylko chyba ma rogi, których nie widać. Ile ma lat?
Nie wiedziałem o czym mówił.

          - Dwadzieścia jeden. Jest za młoda dla ciebie i uwierz mi może wygląda jak anioł, ale nim nie jest. Może nie do końca.
Odparłem chcąc pójść już do biura, ale on zdążył odezwać się ponownie.

          - Rozumiem, chcesz ją dla siebie.
          - Nie Chris, ona ma swoje zasady, których cholernie mocno się trzyma i uwierz mi to nie jest dziewczyna na jedną noc.
          - Stary co ci się stało? Zakochałeś się? – zaśmiał się. Uderzyłem go jedynie w ramię i poszedłem do windy. Wszedłem do biura i usiadłem na swoim fotelu. Złapałem się za głowę i zacząłem zastanawiać się nad tym jak wielu będę miał konkurentów. Chciałem ją już zobaczyć, ale miała dziś zacząć nieco później. Odchyliłem głowę, zamknąłem oczy i westchnąłem. Usłyszałem pukanie do drzwi.
          - Proszę – warknąłem nawet nie poprawiając swojej pozycji. – Dopiero co przyszedłem, nie mogę mieć kilku minut dla siebie?
          - Przyniosłam tylko kawę.
Usłyszałem jej głos i natychmiast się zerwałem. Co ona tu robiła? Przyjrzałem jej się i już wiedziałem skąd to całe zamieszanie. Wyglądała... nawet nie potrafiłem jej określić. Miała na sobie błękitną spódnicę i białą bluzkę na szerszych ramiączkach. Ubranie idealnie opinało jej kruche ciałko uwydatniając biust i pupę. Wyglądała kurewsko seksownie. Włosy związała w warkocz, który dodawał jej uroku. Postawiła kawę na biurku nachylając się przy tym. Mogłem zerknąć niepostrzeżenie na jej piersi.

          - Miałaś dziś zacząć później.
          - Wykonuję swoje obowiązki tak jak to do mnie należy. Jedna nieprzespana noc nie zwalnia mnie z wcześniejszej godziny. Skoro nie ma dziś dużo pracy to po prostu zrobię co do mnie należy i skończę szybciej, jeśli pan oczywiście pozwoli. Chciałabym zrelaksować się po pracy.
          - Pan?
Podniosłem się z fotela stając naprzeciwko niej. To był błąd. Poczułem jej przyjemny zapach i pragnąłem wziąć ją w ramiona, aby tulić cały boży dzień i się nim napawać.

          - Panie Fray, jest pan moim szefem, więc tak powinnam się zwracać.
          - Oszaleję przez ciebie. – kątem oka widziałem jak się uśmiecha. – Jestem Justin, ustaliliśmy to już dawno.
          - Pozostanę jednak przy swoim.
          - Olivia – jęknąłem przeciągle. – Przepraszałem cię już za to co wydarzyło się w Los Angeles. Co mam jeszcze zrobić?
          - Nic, a jeśli to wszystko to chciałabym wrócić do pracy. Mam nadzieję, że kawa będzie smakować. Miłej pracy.
I wyszła. Patrzyłem na drzwi za którymi zniknęła. Chciałem ruszyć za nią, ale przecież nie mogłem. Prowokowała mnie, a ja musiałem zachować trzeźwy umysł i nie dać jej tej satysfakcji. Usiadłem przy biurku i zacząłem pić kawę. Była wyśmienita, ale wszystko co wyjdzie spod tych rączek musiało takie być. Przymknąłem powieki na chwilę i znów ją zobaczyłem. Patrzyła na mnie i kusiła całą sobą. Poczułem jak mój przyjaciel drgnął. Ocknąłem się natychmiast. Sam jej widok doprowadza mnie do takiego stanu, a co by było gdyby... a zresztą. Nie ma co gdybać.
Wziąłem się do pracy. Wypełniałem papiery i starałem się je uporządkować. Odebrałem kilka telefonów. Umówiłem się na kilka spotkań, które zanotowałem na kartce. Musiałem ją później przekazać swojej sekretarce. Zaśmiałem się w duchu, kiedy tak o niej myślałem.
Odpisałem na maile.

Była 12.30, więc czas lunchu. Wstałem z fotela i wyszedłem z biura. Nie było jej za biurkiem, więc rozejrzałem się dookoła i kiedy jej nie znalazłem, zjechałem windą na dól. Stał obok niej Chris, więc podszedłem do nich.
          - Panno Monte możemy porozmawiać?
          - Oczywiście.
Uśmiechnęła się uroczo i odeszliśmy na bok.

          - Zjesz ze mną lunch?
          - Jestem już umówi...
          - Świetnie, więc chodźmy.
Złapałem ją za ramię, ale tak, aby nikt tego nie zauważył, bo szedłem bardzo blisko niej ocierając się o jej ramię. Wyprowadziłem ją na zewnątrz. Nie zwracałem uwagi na ludzi, którzy patrzyli na mnie jak na wariata. To moja firma i mogę w niej robić co mi się podoba. Nie podobało mi się to jak wszyscy na nią patrzyli. Faceci rozbierali ją samym wzrokiem, a kobiety patrzyły na to z zazdrością.
          - Puść mnie! – wyrwała mi ramię i zaczęła je masować. Ciskała we mnie błyskawice. Miałem wrażenie, że za chwilę wydłubie mi oczy. Była tak cholernie seksowna, kiedy się złościła. Miałem ochotę wziąć ją teraz i tutaj, przed firmą, przed ludźmi. – To bolało ty... półgłówku! – warknęła i uderzyła mnie w ramię. – Nie chcę jeść z tobą lunchu, nie słyszałeś? Mam cię powyżej dziurek w uszach!
Chciała wrócić do firmy, ale złapałem ją ponownie za ramię obracając nas tym samym o 180 stopni. Teraz to ja mogłem zaobserwować co działo się w firmie. Wszyscy stali i nas obserwowali. No pięknie, byliśmy widowiskiem dla moich pracowników, ale nie obchodziło mnie to teraz.
          - Musimy porozmawiać na tematy zawodowe.
          - Możemy to zrobić w biurze, kiedy moja przerwa dobiegnie końca, bo z tego co wiem przerwa należy do mnie, nie do ciebie. I zabierz te łapy! Jeśli zrobisz takie widowisko jeszcze raz to...          - To co? – podszedłem bliżej, a ona odruchowo zrobiła krok w tył poprawiając swoją sukienkę, która przez szarpaninę uniosła się delikatnie do góry, a i tak była króciutka.
          - To nie ręczę za siebie. Jesteś moim szefem, ale to nie znaczy, że możesz sobie pozwalać na coś takiego, zrozumiałeś?!
Już miałem się odezwać, ale zadzwonił jej telefon, wyjęła go z torebki i przyłożyła do ucha, nawet nie sprawdzając kto dzwoni. – Halo?! – warknęła do słuchawki. – Przepraszam Jake. Zły dzień. Tak możesz, o osiemnastej? Świetnie, do zobaczenia.
Rozłączyła się, a ja zastanawiałem się co to za Jake i dlaczego ma do niej przyjść wieczorem.
          - Chodź.
          - Nigdzie nie idę, ogłuchłeś?
Złapałem ją za ramię i spojrzałem jej w oczy. 

          - Za to w końcu ci płacę. – uśmiechnąłem się do niej zadziornie. Była wściekła jak osa. Czekałem, aż użądli, bo zrobi to na pewno. Nie wiem tylko, w którym momencie.
          - Nie jestem osobą do towarzystwa, a swoje pieniądze wsadź sobie. Jestem twoją sekretarką i znam swoje obowiązki, a jedzenie z tobą obiadu wcale do nich nie należy. Wypchaj się Fray.
Śmiałem się pod nosem z ostatniego zdania jakie wypowiedziała pod moim adresem.

          - Idziesz czy mam cię zanieść?
Tupnęła nogą ze złości i weszła do pierwszej lepszej knajpki, którą spotkała po drodze.
          - Sałatkę z grillowanym kurczakiem poproszę ii... – zaczęła kiedy podszedł do niej kelner.          - I wodę dla tej pani. Dużo wody, żeby mogła ochłodzić trochę swój temperament, a dla mnie zestaw ze steakiem w sosie i..
          - I też dużo wody, bo słońce źle wpływa na tego pana. -odpowiedziała ze złością.
Kelner popatrzył na nas jak na kompletnych wariatów i odszedł. Po około dziesięciu minutach dostaliśmy swoje posiłki i wodę. Panowała między nami cisza.

          - Więc? – zaczęła. – Co było takie ważne, że nie pozwoliłeś mi zjeść obiadu w spokoju?          - Umówiłem kilka spotkań na ten tydzień. Spotkanie z panem White zaznacz sobie w kalendarzu jako najważniejsze. To jeden z naszych ważniejszych klientów i chciałbym, abyś uczestniczyła w tym spotkaniu.
          - Po co?
          - Nauczysz się nowych rzeczy. – skłamałem, bo po prostu chciałem mieć ją przy sobie podczas tego spotkania.
          - Jasne. Jeśli to wszystko to chciałabym wrócić do firmy i dokończyć pracę, której swoją drogą zostało mi niewiele. Czy jeśli wszystko skończę mogę pójść do domu, szefie?
          - Przestań już z tym szefem i panem, bo dostanę szału.
          - Dobrze. 
Wyjęła banknot z portfela, aby móc zapłacić, ale nie chciałem jej na to pozwolić. Nie pozwalała mi na to moja duma, ale ona oczywiście zaczęła się ze mną kłócić przy kelnerze, któremu wcisnęła pieniądze po czym wstała i zaczęła iść do firmy.
          - To, że kobieta od czasu do czasu zapłaci za obiad nie obniży twojego ego. Przyzwyczaj się. Nie lubię kiedy się za mnie płaci, bo po to zarabiam, żeby było mnie stać na to wszystko. – wyrzuciła ręce w powietrze.
Nie odezwałem się więcej, nie chciałem się z nią kłócić. Kiedy wróciliśmy do firmy wszyscy pracownicy byli już na swoich miejscach. Obserwowali nas kiedy szliśmy do windy, ale nie zwracałem na to uwagi.
Wszedłem do swojego gabinetu, usiadłem przy biurku i wypuściłem powietrze z ust.

          - Zwariuję przez nią. – powiedziałem sam do siebie zanim zabrałem się do pracy. Zastanawiałem się jak ją zatrzymać w firmie jak najdłużej, ale przecież nawet normalnie nie pracujemy do 18, więc to nie było możliwe, ale nie chciałem, aby zdążyła na to spotkanie z tym całym Jake'm.
Było koło godziny piętnastej kiedy przyszła do gabinetu. Poprosiła o te dane z umówionymi spotkaniami. Wręczyłem jej kartkę nawet na nią nie patrząc, a ona wydała się być tym zawiedziona, ale nie miałem czasu, aby się tym przejmować. Musiałem dokończyć umowę, którą mieliśmy podpisać z nową firmą, która chciała wejść z nami w spółkę. Musiałem dokończyć to do wieczora, a nie miałem zupełnie głowy do takich rzeczy. Starałem się skupić, ale gdy wyszła od razu spojrzałem na drzwi, za którymi zniknęła. Westchnąłem.

          - W co ty grasz Olivio Monte?
Zaczynałem gadać sam do siebie, a to nie wróżyło niczego dobrego. 


~*~
Bardzo, ale to bardzo przepraszam jeszcze raz za swoja długą nieobecność.
Miałam trochę bałagan w życiu, ale powoli staram się wszystko uporządkować. Przyznaję się szczerze, że myślałam, raczej nad zostawieniem tego bloga, bo czasu mam niewiele. Ogrom pracy i innych obowiązków trochę mnie przytłacza, ale słowa, które dziś przeczytałam sprawiły, że postanowiłam dać jeszcze jedną szansę temu blogowi. Tak więc jestem i mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda.
Postaram się dodawać posty regularnie, a Was proszę o wyrozumiałość oraz o kilka słów od osób, które to czytają, żebym wiedziała, że ktoś jest i czyta.
Pozdrawiam Was serdecznie. :)