sobota, 26 sierpnia 2017

01. Pierwszy...

01. Chapter one
New life...

To było już postanowione. Spakowana walizka czekała na mnie nieopodal drzwi, a mama patrzyła na mnie ze smutkiem w oczach. Podeszłam do niej uśmiechając się czule. Wyglądała pięknie. Była piękna. Kochałam ją nad życie, myślę, że Ona mnie też. W końcu jestem jej jedyną ukochaną córeczką, która postanowiła wyprowadzić się z domu w wieku dziewiętnastu lat. To chyba nie tak wcześnie, prawda? Dotknęłam jej ramienia delikatnie, aby podniosła na mnie wzrok. Okolice jej oczu okalały delikatne zmarszczki, ale to chyba nic nadzwyczajnego po czterdziestce. Tak myślę. Niektóre kobiety w jej wieku wyglądają jak... może nie będę o nich wspominać. Ona jak na swój wiek trzymała się naprawdę świetnie. Te delikatne zmarszczki dodawały jej jedynie uroku. Miała duże zielone oczy, których po niej nie odziedziczyłam. Moje były duże, ale brązowe, po tacie. Intensywnie się we mnie wpatrywała.
          - Mamo przecież będę przyjeżdżać -zaczęłam, a Ona natychmiast mi przerwała.
          - Tak, tak... przyjedziesz od święta i myślisz, że to wszystko załatwi. Nie mogłaś wybrać innego miasta? Trochę bliżej domu?
          - Chcę tylko być samodzielna. Odłożyłam pieniądze na pierwsze miesiące. Chcę znaleźć pracę i być naprawdę dorosła. Nie będę wiecznie mieszkać z rodzicami, mam już dziewiętnaście lat i chcę się usamodzielnić. Pozwól mi na to.
          - Przecież Ci pozwalam. Gdyby tak nie było to nigdzie byś nie wyjeżdżała. Mam tylko nadzieję, że nie zapomnisz o swojej staruszce.
          - I staruszku. - dodał tata, który wszedł do domu po drugą walizkę. Przytulił mnie do ramienia i ucałował w czoło. Zawsze to robił, odkąd tylko pamiętam, a ja czułam się wtedy bezpieczna. Tak bardzo ich kochałam, a Oni mnie i siebie nawzajem. Byli naprawdę cudowni. Zastanawiałam się czasami jaką metodę stosują, że wciąż, po ponad dwudziestu latach są razem, podczas, gdy większość rodziców moich znajomych było rozwiedzionych.
Przytuliłam mamę po raz ostatni i ucałowałam w policzek, a Ona załkała w moje ramię. Wiedziałam, że to skończy się właśnie w ten sposób. W moich oczach również pojawiły się łzy, ale nie pozwalałam im wylecieć spod powieki. Nie chciałam, aby myśleli, że jestem słaba, albo niezdecydowana. Byłam zdecydowana i byłam silna. Przecież gdybym taka nie była to nie podjęłabym tej decyzji, która miała pozwolić mi żyć normalnie.

Tata zawiózł mnie na lotnisko i przytulił czule całując we włosy. Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem.
          - Dla mnie i tak zawsze będziesz moją małą dziewczynką. Nie zapominaj o tym. Mam nadzieję, że nie robisz tego przez niego, bo jeśli tak to gdy tylko go spotkam przysięgam, że...
          - Nie Tatku. Robię to tylko i wyłącznie dla siebie. Chcę po prostu spróbować nowego życia. Będę Was oczywiście odwiedzać kiedy tylko będę mogła. - zapewniłam go ostatni raz i chwilę później siedziałam już w samolocie. Miałam miejsce przy samym oknie co w sumie było dla mnie bez znaczenia. Miałam kilka godzin lotu podczas, których mogłam się zdrzemnąć i taki właśnie miałam plan. Zdążyliśmy wznieść się w powietrze, a moje powieki już zrobiły się ciężkie i chwilę później spałam.
Nie pamiętałam swoich snów, rzadko kiedy zdarzało mi się jakiś zapamiętać i nie wiem czy to zaleta czy wada. Część lotu przespałam, później czytałam książkę, która na tyle mnie wciągnęła, że nawet nie zauważyłam kiedy praktycznie cały lot minął mi spokojnie. Usłyszałam głos stewardessy, która oznajmiała, że niedługo podejdziemy do lądowania i prosiła o zapięcie pasów bezpieczeństwa. Cieszyłam się, że to tak szybko minęło, ale moje pośladki odczuły te kilka godzin siedzenia w jednym miejscu. Na lotnisku zabrałam swoje dwie walizki i udałam się do postoju taksówek. To lubiłam najbardziej. Nie trzeba było czekać w nieskończoność, bo transport był od razu pod nosem. Była wiosna i naprawdę ciepły wieczór, ale byłam na tyle zmęczona, że gdy tylko wsiadłam do taksówki marzyłam o tym, aby znaleźć się we własnym mieszkaniu i położyć się do łóżka. Kiedy dotarłam pod wskazany adres zauważyłam właściciela mieszkania. Był to młody i nawet przystojny mężczyzna, z obrączką na palcu. Uśmiechał się do mnie ciepło, gdy tylko stanęłam przed nim.
          - Miło znów Cię widzieć Olivia. - podał mi dłoń, którą uścisnęłam i odpowiedziałam tym samym. Wręczył mi klucze do jego mieszkania, ale teraz to ja będę tam mieszkać. Mieć własne mieszkanie to coś o czym marzyłam, ale nie dlatego, że źle mi było z rodzicami, bo nie było. Chciałam być samodzielna. Co prawda mogłam być samodzielna trochę bliżej niż po drugiej stronie Stanów, ale tutaj dodatkowo szukałam wyciszenia i zapomnienia. Miałam nadzieję, że to miejsce będzie temu sprzyjać. Jake, bo tak nazywał się właściciel mieszkania, które wynajmowałam, pomógł wnieść mi walizki i zaraz po tym pożegnał się i wyszedł. Rozejrzałam się dookoła i uśmiechnęłam sama do siebie.
Salon był największym pomieszczeniem, na który wychodziła kuchnia odgrodzona murowaną wysepką. Całość zachowana w jasnych barwach, które uwielbiałam. W salonie stała duża beżowa kanapa z kilkoma poduszkami, obok spora pufa, a naprzeciw na ścianie, która wyłożona była cegłami wisiał duży telewizor, a pod nim znajdował się kominek. Nieopodal kanapy stał okrągły stolik z czterema krzesłami. Wszystko idealnie do siebie pasowało. W kuchni królowała biel i porządek. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam to mieszkanie wiedziałam, że będzie dla mnie idealne. Z salonu prowadziły schody na piętro, gdzie znajdowała się sypialnia, garderoba i łazienka, a wszystko utrzymane w podobnym stylu. W sypialni również kolorem przewodnim była biel z dodatkiem beżu. Jedna ściana to były ogromne okna od podłogi po sam sufit, przez co sypialnia była bardzo dobrze oświetlona i słoneczna. Wychodząc przez drzwi balkonowe wchodziło się na sporej wielkości balkon, na którym stała niewielka kanapa pokryta materiałem ochronnym i stolik, a po przeciwnej stronie stolik i dwa krzesła. Widok z balkonu? Piękny! Mnóstwo zieleni i wzgórza, które w tym stanie były wielką atrakcją turystyczną. W sypialni łóżko stało przy ścianie również wyłożonej cegłami, ale nie czerwonymi jak w salonie. Te miały odcień brudnej bieli. Łóżko było ogromne, a z każdej strony stał stolik z lampką nocną. Pościel była biała, a poduszki w odcieniu beżu tak jak narzutka na łóżko. Również dywan był w kolorze beżu. Naprzeciw łóżka stała ogromna biała komoda, a nad nią ogromne lustro z beżową ramą. Na komodzie było od groma miejsca, które mogłam zagospodarować na jakieś zdjęcia, których trochę mam i kwiatki, które postanowiłam kupić, gdy tylko wybiorę się do sklepu. Obok ścian z oknami stała piękna biała toaletka. Komoda i właśnie toaletka były wykonane w starym stylu co dawało naprawdę piękny efekt. Toaletka miała trzy lustra, jedno na wprost, a dwa po bokach. Podobał mi się jej styl wykonania. Drzwi z sypialni prowadziły do garderoby, która nie była nie wiadomo jak ogromna, ale dla mnie wystarczająca. Wychodząc z sypialni i idąc w prawo wchodziło się do łazienki, która była rajem. Tutaj również dominowała biel i beż, z naciskiem na beż. W głębi stała wbudowana wanna, do której wchodziło się po dwóch schodkach. Była z hydromasażem i to była największa zaleta. W rogu stał również prysznic, ale nie był wielkich rozmiarów. Widać było kto urządzał to mieszkanie. To była kobieca ręka. Przecież mężczyźnie wystarczyłby prysznic, a to kobiety zawsze wolały długie kąpiele z pianką i olejkami po długim i ciężkim dniu. Kolory również sugerowały, że kobieta wszystko urządzała i to był plus tego mieszkania. Było zadbane i przytulne. Na ścianie w łazience również rozciągało się okno, które od samego sufitu sięgało podłogi. Było wykonane z innego materiału niż okna w tym mieszkaniu. Było matowe, aby nic przypadkiem nie było widać z ulicy. Przymocowane dodatkowo zasłony służyły raczej do ozdoby. Na bocznej ścianie stała szafka z lustrem, a obok umywalka. Na praktycznie całej długości rozciągał się biały puszysty dywan. Następnym pomieszczeniem zaraz obok łazienki z wanną była łazienka, w której stał sedes i umywalka z małym lustrem.
To by było chyba na tyle jeśli chodzi o mieszkanie. Było ciepłe, przytulne i niedrogie, a to najważniejsze. Właściciel nie chciał dużo pieniędzy z tego względu, że wraz z żoną kupili dom, gdyż rodzina im się powiększała, a nie chcieli, aby to miejsce było puste.

Wzięłam prysznic, przebrałam się i wyszłam na małe zakupy spożywcze. Wszyscy uśmiechali się uroczo, a to dobrze wpływało na moje samopoczucie. Weszłam do jednego z mniejszych sklepów. Wybrałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy po czym podeszłam do kasy.
          - Pani to chyba nowa tutaj, hm? -zapytała ekspedientka, która mogła mieć około 35 lat. Była mulatką, a oczy miała ciemne niczym węgiel. Czułam jak obserwuje moją twarz.
          - Tak, dziś się wprowadziłam.
          - A skąd jesteś? -zapytała kasując po kolei wszystkie produkty nie mówiąc już do mnie na Pani tylko na Ty..
          - New Jersey. -zagwizdała, a ja nie do końca wiedziałam co to oznacza. Przyjrzałam się uważniej jej reakcji, a Ona odezwała się ponownie.
          - Co Cię sprowadziło tak daleko Skarbie? - miałam wrażenie, że traktuje mnie jak dziecko, którym przecież już od dawna nie byłam.
          - Chęć normalnego życia. - odparłam krótko wyciągając do niej kilku dolarowy banknot. Nie odpowiedziała już niczym więcej. Życzyła mi jedynie tego "normalnego" życia i miłego dnia. Zastanawiałam się czy wszyscy tutaj mają taką mentalność.
Wróciłam do domu i rozpakowałam zakupy. Wzięłam jabłko i usiadłam w salonie z laptopem na kolanach. Postanowiłam od razu poszukać pracy i na moje szczęście w jednej z firm potrzebowali sekretarki. Ucieszyłam się ogromnie i natychmiast wysłałam swoje CV. Może i nie byłam nie wiadomo jak doświadczona w tej dziedzinie, ale na studiach mieliśmy przecież praktyki. Wiedziałam o co chodzi dlatego też nie bałam się zaryzykować. Po chwili dostałam e-maila zwrotnego. "Szybko" - pomyślałam w tamtej chwili.

,,Witam Pani Monte.

Jestem zainteresowany nawiązaniem współpracy. Musi Pani jednak wiedzieć, że zależy nam na osobie odpowiedzialnej i profesjonalnej, a z tego co widzę doświadczenia ma Pani niewiele i jest Pani świeżo po studiach. Co prawda po studiach na jednej z lepszych uczelni, ale nie jestem pewny czy to nie za mało... Bardzo proszę jednak o przybycie jutro rano o godzinie 9.30 do firmy i stawiennictwo w moim biurze, abyśmy mogli spokojnie porozmawiać i trochę się zapoznać.

Pozdrawiam i do zobaczenia,
Justin Fray.''

Kilka razy przeczytałam tego e-maila. Zastanawiałam się dokładnie czy to na pewno był dobry pomysł. Potrzebują osoby doświadczonej. Weszłam z ciekawości na stronę internetową firmy, aby sprawdzić co to za miejsce i czy nie jest to banda oszustów, ale jak się później okazało bandą oszustów to Oni nie byli. Byli bandą nadzianych kolesi. Prawowitym właścicielem był Tom Fray, ale firma miała zostać, w niedalekiej przyszłości, przekazana jego synowi, więc teraz tak jakby to On tam rządzi. Z małą pomocą ojca. Zapisałam sobie dokładny adres firmy, żebym przypadkiem nie zabłądziła i stawiła się na spotkanie o czasie. Zamknęłam laptopa i wyszłam na wieczorny spacer zamykając drzwi mieszkania. Znajdowało się ono na pierwszym piętrze, więc miałam do pokonania kilka schodków.

Dobrze, że miałam na głowie letni kapelusz, bo słońce jeszcze całkiem mocno parzyło. Chodziłam wąskimi uliczkami i podziwiałam uroki. Całe to miejsce różniło się od poprzedniego, w którym mieszkałam. Budynki znacznie różniły się od tych w New Jersey. Ludzi było bardzo dużo, każdy pochłonięty sobą. Nikt na nikogo nie zwracał uwagi, chyba, że mijano znajomą osobę. Obserwowałam to wszystko z uśmiechem na ustach.
          - Tak tutaj na pewno uda mi się zapomnieć o tym wszystkim - odparłam sama do siebie zaciągając się niby zanieczyszczonym, ale jednak nie tak bardzo, powietrzem. Nagle poczułam uderzenie i upadłam na chodnik obcierając kostkę.
          - Uważaj jak łazisz! -usłyszałam podniesiony głos. Uniosłam głowę, gdyż zza kapelusza nie widziałam swego oprawcy. Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
          - Przecież to Ty na mnie wpadłeś. Ja tylko stałam. -odpowiedziałam na atak próbując wstać, ale boląca kostka dała mi się we znaki. Skrzywiłam się lekko co nie uszło uwadze nieznajomego. Wyciągnął swoją dłoń w moim kierunku, ale nie złapałam jej. Postanowiłam wstać o własnych siłach co też po chwili, no dobrze, dłuższej chwili mi się udało. Przyglądał mi się z uśmiechem na twarzy.
          - Nie lubisz przyjmować pomocy innych czy jesteś z tych "samowystarczalnych"? -zaśmiał się kiedy ja próbowałam złapać równowagę i gdyby nie jego sprawne ramiona wylądowałabym ponownie na chodniku. Strząsnęłam jego ręce z mojej talii i doczłapałam się do barierki, której się przytrzymałam, aby nie upaść.
          - Po prostu nie potrzebuję pomocy od kogoś kto jest winien mojego upadku i nie poczuwa się nawet do odpowiedzialności krzycząc, żebym "uważała jak łażę". Tylko stałam w miejscu i zostałam potrącona przez jakiegoś półgłówka! -odparłam na jednym tchu, a On przyglądał mi się z rozbawieniem. - Co Cię tak śmieszy?
          - Nic. Po prostu marszczysz nos kiedy się denerwujesz i to mnie bawi.
Prychnęłam na to co powiedział i postanowiłam pójść już do domu co wcale nie było takie łatwe jak mogłoby się wydawać, bo kostka niemiłosiernie bolała. Bez słowa zmierzałam ku domowi, kiedy zostałam ponownie zatrzymana przez jego głos.
          - Pozwól, że odwiozę Cię do domu zanim znów zrobisz sobie krzywdę. Jeszcze większą. -złapał mnie pod ramię co nie do końca mi się spodobało, więc mu się wyrwałam i wściekła spojrzałam w oczy.
          - To nie ja zrobiłam sobie krzywdę tylko Ty mi ją zrobiłeś! -warknęłam. - A teraz daj mi święty spokój.
          - Chcę Cię tylko odwieźć do domu. Nim dojdziesz noga spuchnie Ci jeszcze bardziej.
          - To nie Twoje zmartwienie. Zostaw mnie już.
          - Pozwól, że odpokutuję swoje winy. -uśmiechnął się zadziornie.
Byłam zła. Jutro przecież miałam mieć rozmowę kwalifikacyjną, a ze stłuczona kostką przecież nie pójdę do biura w ołówkowej spódnicy i trampkach. Warknęłam pod nosem i w końcu zgodziłam się na podwózkę rozważając wszelkie za i przeciw. Podawał mi ramię, ale nie chciałam go złapać. Wolałam pocierpieć w ciszy idąc za nim w kierunku jego samochodu. Nim zrobiłam dwa kroki jęknęłam z bólu, a mój towarzysz złapał mnie na ręce i niczym piórko, a przecież nim nie byłam, zaniósł do samochodu. Usadził mnie na fotelu pasażera i zapiął pasami po czym sam wsiadł do samochodu i ruszył z parkingu pod wskazany przeze mnie adres. Obserwowałam przez okno to co działo się na zewnątrz uśmiechając się pod nosem. Ludzie tutaj byli tacy szczęśliwi. Ja też chciałam taka być. Szczęśliwa, bez zmartwień i wolna. Nim się zorientowałam byliśmy już pod moim mieszkaniem. Wysiadłam z samochodu, a On zrobił to samo. Zauważył jak spoglądałam w górę i natychmiast zapytał:
          - Na którym piętrze mieszkasz?
          - Pierwszym.
Znów podniósł mnie do góry jak piórko, ale tym razem zaprotestowałam.
          - Nie możesz mnie tak podnosić jakbym nic nie ważyła. Postaw mnie, a ja jakoś sobie poradzę. Nie chcę Cię wykorzystywać.
          - Nie wykorzystujesz mnie. To przeze mnie boli Cię kostka, więc robię co do mnie należy. Ważysz tyle co nic. -odparł z uśmiechem  po czym postawił mnie przed drzwiami. Nie wiedziałam jak się zachować. Nie chciałam zapraszać go do siebie, bo co jeśli to jakiś zboczeniec, choć nie wyglądał na takiego. Nie znaliśmy się przecież. Chyba zauważył, że poczułam się nie komfortowo, bo sam postanowił się pożegnać. - Do zobaczenia... - specjalnie zrobił przerwę, abym przedstawiła mu swoje imię, ale ja nie zamierzałam tego robić.
          - Do widzenia. - odpowiedziałam krótko zamykając przed nim drzwi.

Doskoczyłam na jednej nodze do kuchni i wyjęłam lód z zamrażarki. Później doskoczyłam do salonu i zaczęłam okładać kostkę lodem i dodatkowo ją masować. Ból powoli ustępował i miałam nadzieję, że do jutra ustanie całkowicie, a kostka dodatkowo nie spuchnie, bo to byłaby katastrofa.

***
Hej, hej! Cieszę się, że ktoś tu ze mną jest.
To pierwszy rozdział, w którym za wiele się nie dzieje, ale wszystko w swoim czasie się rozkręci. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. :)
Do zobaczenia!
Pozdrawiam, Alessia. 

3 komentarze:

  1. Popraw mnie jeśli się mylę, ale wpadł na nią jej przyszły szef, prawda? Ciekawe kto padnie z wrażenia pierwszy - ona czy jej szef. Na pewno będzie to całkiem interesująca rozmowa kwalifikacyjna.
    Kochana, to co najbardziej mnie razi w oczy - w wieku 19 lat nikt nie kończy studiów, może je ewentualnie zaczynać lub być na drugim roku. Jestem zaskoczona, tym bardziej, że już kiedyś pisałaś i nie sądziłam, że przytrafi ci się taka wpadka. Wiem, jestem czepialska, ale niestety z zawodu jestem osobą, która pisze (niekoniecznie opowiadania) i mimowolnie zwracam uwagę na takie rzeczy. Nie musisz też pisać wielką literą "Cię", "Jego", "Oni". Wiem, że to taka moda językowa, ale poza oficjalnymi pismami uważane jest to za błąd (ujawnia się we mnie prof. Miodek).
    Wiem, że wytykanie błędów strasznie drażni, bo sama miewam z tym problem, ale mam nadzieję, iż nie odbierzesz tego jako przywalanie się na siłę. Nie taki jest mój zamiar.
    I taka prośba na koniec. Błagam cię, nie rób z tego bloga opowiadań jak tysiące innych, bo szkoda byłoby zmarnować to, co już napisałaś, zwłaszcza, że jest to dobry kawałek tekstu. Mam nadzieję, iż się pomyliłam i nie będzie to typowe romansidło lub co gorsza kolejny Grey. Tego drugiego chyba bym nie zniosła.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, fajnie, że jesteś.
    ogólnie nie odbieram Twoich słów jako atak, więc ok. Każda krytyka jest dobra dopóki nie jest przesadzona. :)
    Jeśli chodzi o wiek bohaterów, to opowiadanie pisałam już jakiś czas temu i długo zastanawiałam się nad jego publikacją. Odnośnie studiów to uważam, że możesz mieć trochę racji, dlatego zastanawiałam się nad zmianą wieku bohaterów, ale w stanach jest nieco inny system nauczania, a poza tym studia możesz skończyć nawet w wieku 18 lat. Wszystko zależy od Ciebie, to indywidualna sprawa.
    Postaram się nie zrobić z tego kolejnego Greya i opowiadania jakich pełno w internetach.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zanim przejdę to własnych przemyśleń odniosę się do poprzedniego komentarza.. nawet nie zwróciłam uwagi na te studia, ale chyba w Stanach wyglądać to może trochę inaczej... zawsze Olivia może być geniuszem i przeskoczyła kilka klas :D
    Ale z tymi wielkimi literami to się zgodzę, odrobinę to razi w oczy, gdy się czyta.;)
    Więc wychodzi, że ten bufon, na którego wpadła, to jej przyszły szef? :D ojjjj jak ja lubię takie początki.. mam na myśli, ona z charakterkiem, która niemal kopie mu tyłek, a nie wie, ze on jest wielką szychą od której będzie zależeć jej dalsze życie (w jakimś stopniu)
    . A jemu zdecydowanie będzie się podobać ten jej charakterek, choć może nie pokazywać tego od razu :)
    Nie powiem zaintrygowałaś mnie. Z chęcią wpadnę jeszcze nie raz :)

    pozdrawiam,
    Vicky z
    http://refleksyy.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń