niedziela, 10 września 2017

03. Trzeci...

03. Three
Closed off from love I didn't need the pain


Siedziałem w biurze obracając długopis w dłoni. Byłem zmęczony, bo w nocy nie mogłem spać. Cały czas rozmyślałem o Olivii i nie miałem pojęcia dlaczego tak właściwie to robię. Owszem, była piękna, zjawiskowa, ale to przecież kobieta. Kobieta jak wszystkie inne na świecie. Moje poranne rozmyślania przerwał telefon. Podniosłem słuchawkę do ucha nawet się nie odzywając. Usłyszałem głos zestresowanej Suzanne.
          - Panie Fray, Pan Jason na linii.
          - Połącz Suzanne, dziękuję.
Rozmowa była krótka i treściwa. Mianowicie, moja firma miała ostatnią szansę na uratowanie jednego z kontraktów, który był dla nas dość ważny, aby o niego walczyć. Pan Jason okazał się skurczybykiem, który chciał nas oskubać z pieniędzy, a kiedy mu się to nie udało, przed czasem postanowił zerwać z nami kontrakt. Na co oczywiście nie mogliśmy sobie pozwolić ponieważ spadłyby nasze akcje na giełdzie. Zastanawiałem się jak to zrobić, aby wyjść na swoje, ale nie miałem dziś do tego głowy. Czekałem na jedno z ważniejszych spotkań. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał godzinę 9:00 i w tym samym czasie do mojego gabinetu weszła blond-włosa piękność. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do niej.
          - Jesteś zdenerwowany. Coś się stało? – zapytała.
Od razu właściwie odczytała mój wyraz twarzy co mnie z lekka zaskoczyło, bo niektórzy nie potrafią tego robić po długim czasie, a ona zrobiła to po jednym dniu jaki wspólnie spędziliśmy. Czy wspomniałem już jak pięknie wyglądała? Miała na sobie białą bluzkę na cieniutkich ramiączkach, która idealnie kontrastowała z jej opaloną skórą. Dół składał się z krótkich beżowych spodenek przewiązanych w pasie i zawiązanych na kokardkę. Na stopy wsunęła tym razem białe sandałki na obcasie dzięki czemu jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe. Włosy miała związane w niesfornego koka z warkoczem u boku co dodawało jej młodzieńczego uroku, a ja dokładniej mogłem dostrzec jej delikatne rysy twarzy. W uszach włożone miała dłuższe, złote kolczyki. 
          - Justin? – usłyszałem ponownie jej głos i zrozumiałem, że przyglądam jej się jak ostatni idiota. Pospieszyłem z wyjaśnieniami.
          - Przepraszam. Zamyśliłem się. Masz rację, jestem trochę zdenerwowany. Chodzi o jednego z naszych klientów, z którym podpisaliśmy umowę już jakiś czas temu. To znaczy jeszcze mój ojciec to zrobił, zanim przekazał mi firmę. – odpowiedziałem kiedy usiedliśmy na kanapie obok siebie. Widziałem, że chłonie każde słowo przeze mnie wypowiadane. Pokrótce streściłem jej o co chodzi z panem Jasonem, a ona przez chwilę myślała, po czym odezwała się swoim melodyjnym głosem.
          - Jestem pewna, że znajdziesz jakieś rozwiązanie. Na pewno...
          - Nie chcę zawieść ojca. Ta firma to coś co osiągnął własnymi rękoma, a ja miałem to kontynuować, a następnie przekazać ją synowi, albo córce...
          - Na pewno nie zawiedziesz ojca. Po prostu pomyśl na spokojnie. Sprawdź dokładnie umowę. Może znajdziesz jakiś kruczek, a jeśli nie, idź do prawnika, on na pewno pomoże ci znaleźć jakieś rozwiązanie.
Przyjrzałem jej się uważnie kiedy wstała i podeszła do ogromnego akwarium. Uśmiechnęła się dotykając szyby palcem. Jedna z rybek podpłynęła i przyglądała jej się jakby uważnie, albo ja miałem przewidzenia po nieprzespanej nocy
          - Mają jakieś imiona? – pokręciłem przecząco głową w odpowiedzi. – W takim razie ty –wskazała na pomarańczową rybkę z czarnymi paskami, zupełnie jak z tej bajki dla dzieci. – Ty będziesz Nemo, jak w tej bajce, a ty będziesz od dziś Florian – odparła do drugiej rybki. Spojrzałem na nią lekko zdziwiony, ale nie skomentowałem tego. Nawet mi się podobało to, że się tak „zadomowiła”. Niby taka sama, a jednak inna. Bo, która z kobiet zwracałaby uwagę na jakieś rybki, a tym bardziej nadawała im imiona? Nawet ja tego nie robiłem choć spędzałem ostatnio więcej czasu z nimi niż jakimiś kobietami i to właśnie chyba tego zaczynało mi brakować. Dobrze, że zbliżał się weekend. To znaczy, że będę mógł się w końcu odstresować w jakimś klubie. Nie rozumiałem tylko dlaczego kiedy myślałem o klubie i rozerwaniu się, myślałem tyko i wyłącznie o Olivii. Usiadłem za biurkiem, a ona naprzeciw mnie na białym fotelu.
          - Uprzedziłem już Suzanne, że będzie cię szkoliła przez kilka następnych dni. Nie wyrażała żadnych sprzeciwów. Słuchaj jej uważnie, a bardzo szybko się wszystkiego nauczysz. Suzanne jest jedną z lepszych pracownic i pracuje tu już od chyba ośmiu lat. Nie jestem pewien. Jest bardzo ogarniętą zawodowo kobietą i uwierz mi prywatnie też jest w porządku.
          - Z nią też spałeś? Justin... – jej głos brzmiał jakby była zawiedziona, ale i rozbawiona.
          - Wcale z nią nie spałem. To naprawdę porządna kobieta. No i ma męża.
          - Więc czemu to ona nie zostanie Twoją sekretarką?
          - Ponieważ Suzanne odchodzi na urlop. Spodziewa się dziecka. Niedługo musi odejść, żeby odpocząć, bo nie przechodzi ciąży całkowicie spokojnie. Dlatego im szybciej ty wszystkiego się nauczysz, tym szybciej ona będzie mogła odpocząć od tego harmideru.
          - Rozumiem. Postaram się w takim razie wszystkiego nauczyć najszybciej jak się da, żeby kobiecinka mogła sobie odpocząć. Zacznę najlepiej od razu.
Wstała i skierowała się w stronę drzwi, a ja wróciłem do swoich zajęć. Zacząłem przeglądać umowę podpisaną przez ojca z Jasonem, ale byłem na tyle roztargniony, że niczego nie znalazłem.


Olivia

Podeszłam do Suzanne z lekkim uśmiechem, który ona odwzajemniła. Wyciągnęłam ku niej dłoń.
          - Olivia
          - Suzanne. Miło cię poznać i przepraszam za wczoraj. Miałam sporo na głowie.
          - Było minęło. Zaczynamy od nowa.
Spędziłyśmy wspólnie kilka godzin i śmiało mogłam stwierdzić, że Suzanne była naprawdę kobietą sukcesu. Dorobiła się całkiem porządnej pozycji w firmie. W końcu była sekretarką samego Justina Fray, a wcześniej Jeremiego, jego ojca. To coś znaczyło i faktycznie, była bardzo ogarnięta jeśli chodzi o sprawy biurowe, a i w życiu prywatnym układało jej się bardzo dobrze. Po kilku latach małżeństwa i starania się o dziecko w końcu zaszła w ciążę, a jej mąż dbał o nią lepiej niż zrobiłaby to jakakolwiek opiekunka. Była bardzo miła i cierpliwa. Wiedziałam jakie dokładnie były moje obowiązki z poprzedniej pracy, a tutaj, w tej firmie miałam też kilka nowych, jednak bardzo szybko wszystkiego się nauczyłam.

Minął tydzień, a Suzanne pożegnała się ze mną odchodząc na urlop. Była mi wdzięczna za to, że tak szybko wszystko przyswoiłam. Ja natomiast podziękowałam jej za jej cierpliwość i życzliwość.

Zasiadłam za swoim już biurkiem i zaczęłam wklepywać w laptopie wszystkie najbliższe umówione spotkania. Było ich całkiem sporo i bogu dzięki, że Justin sam na nie wszystkie chodził. W poprzedniej firmie musiałam latać z notesem za swoim byłym szefem.
          - Olivia, na ten weekend spakuj niewielką walizkę. Mam spotkanie w Los Angeles z panem Jasonem. Mówiłem ci o nim. – szatyn mówił do mnie zerkając co chwila w telefon. – Chcę, żebyś była tam ze mną. Suzanne również towarzyszyła mi przy takich wyjazdach, ale chyba wspomniała ci już o tym. Za weekend masz płacone dodatkowo, a w cenie jest także zwiedzanie, bo zakładam, że nie byłaś jeszcze w słynnym mieście aniołów. – wyrzucił z siebie wszystko na jednym tchu, a ja tylko przyglądałam mu się z rozbawieniem na twarzy.
          - Jasne. Kiedy, gdzie i o której?
          - Lot mamy w piątek o 14, więc do pracy nie musisz już przychodzić, bo nie mam żadnych spotkań na ten dzień. Przyjadę po ciebie i razem pojedziemy na lotnisko. Pasuje ci taki układ?
          - Tak. Pewnie.
Jak miałby mi nie odpowiadać? Jechaliśmy do miasta aniołów i miałam nadzieję spotkać tam kilku gwiazdorów. Byłam ciekawa jak wygląda życie w mieście takim jak tamto. Żyło tam mnóstwo gwiazd i praktycznie wszystkie na jednej dzielnicy – Beverly Hills. Musiałam tam pojechać. Nie brałam nawet pod uwagę odmowy Justina.
          - Myślę, że pora na lunch i zastanawiałem się czy nie zjadłabyś go ze mną?
          - Ja? – spojrzałam na niego lekko zdziwiona, a on jedynie skinieniem głowy potwierdził, że wcale się nie przesłyszałam. Nie byłam co do tego przekonana, ale po wzroku widziałam, że nie przyjmuje odmowy. Zgodziłam się więc i zabierając ze sobą jedynie niewielką torebkę wyszliśmy z biura oznajmiając rudej, że idziemy zjeść lunch i przez najbliższą godzinę nas nie będzie.
          - Myślałam, że pożre mnie wzrokiem. – odparłam kiedy już opuściliśmy firmę.
          - Nie przejmuj się nią. Jeśli będziesz miała z nią problemy powiedz mi o tym. Ona i tak jest już na odstrzale.
          - Dlaczego? -zapytałam całkiem zaciekawiona. Nie wiedziałam co takiego się stało, że Justin miał na nią oko, w innym tego słowa znaczeniu.
          - Dokuczała Suzanne, a raz poważyła się nawet na podrobienie dokumentów, aby zająć jej miejsce. To właśnie dlatego jest na celowniku, ale nie rozmawiajmy o tym. Po ostatnim tygodniu jestem wykończony pracą i miałem ochotę na miłe towarzystwo. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.
          - Nie, dlaczego niby miałabym mieć?
          - Nie wiem.
Widziałam, że był przemęczony. Miał lekkie sińce pod oczami. Chyba nie sypiał zbyt dobrze co dawało mi się we znaki.

Justin

          - Co się dzieje? – zapytała. Miałem wrażenie, że naprawdę się o mnie martwiła, a to przyznam szczerze trochę mi schlebiało.
          - Nic takiego. Nie chcę swoimi problemami zaprzątać twojej głowy. Poza tym teraz nie chcę rozmawiać na temat pracy. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Na przykład... – zamilkłem na moment i zastanawiałem się nad tym jaki temat do rozmowy wybrać. – Jak ci się podoba Kalifornia? Bardziej niż rodzinne miejsce?
          - Tu jest wprost cudownie. Te wszystkie miejsca są po prostu jak z bajki. – była zachwycona, a mi całkiem przyjemnie się na to patrzyło. – Cały czas napawam się pięknem tego miejsca. Praktycznie codziennie jestem na plaży. Czasami tylko po to, żeby sobie posiedzieć, a czasem wyznaczam sobie tam trasę do biegania. Świeże powietrze dobrze mi robi. Przynosi ukojenie i zapom... – przerwała nagle jakby zrozumiała, że powiedziała nieco za dużo, ale ja wychwyciłem wątek.
          - Zapomnienie? To chciałaś powiedzieć? – drążyłem temat kiedy ona chciała go zmienić. Odwracała wzrok jakby nie chciała nic więcej powiedzieć. – O kim, albo o czym chcesz zapomnieć, że wyniosłaś się, aż na drugi koniec stanów?
          - O niczym. – skwitowała krótko, a ja wiedziałem, że nic z niej nie wyciągnę. Zupełnie jakby na usta założyła kłódkę, której kluczyk zgubiła bądź wyrzuciła. To był koniec tej rozmowy. 
Kelner przyniósł nam nasze posiłki, które przetrawiliśmy podczas rozmowy na inne tematy. Mniej prywatne. Olivia opowiedziała mi trochę o swoich rodzicach, a ja jej o swoich. O tym skąd wziął się pomysł ojca na założenie firmy i o tym jak walczył o każdego sponsora, a następnie klienta.
Nawet nie zauważyliśmy jak minęła nam przerwa i trzeba było wracać do pracy. W jej towarzystwie czas pędził jak szalony.

Całkiem szybko minęły dwa dni i nadszedł dzień wyjazdu do Los Angeles. Podjechałem pod jej mieszkanie i chwilę później siedzieliśmy już w firmowym samolocie. Blondynka rozsiadła się na jednym z większych foteli przy oknie wkładając do uszu słuchawki. Usiadłem obok i starałem przysłuchać się temu co leci w jej słuchawkach. Wiecie jak to jest? Muzyka często wyraża to co człowiek czuje w środku, opisuje go, a ja po prawie dwóch tygodniach nadal kompletnie nic o niej nie wiedziałem. 
Usłyszałem tylko jakąś wolną piosenkę, która na pewno nie była w naszym języku. Wydawało mi się, że to język hiszpański. Spojrzałem na nią. Zamknięte oczy i ciarki na rękach wskazywały na to, że muzyka wpływała na nią w jakiś sposób. Nie znałem tego języka, więc nie wiedziałem o czym śpiewa autor. Usłyszałem jej ciche westchnienie po czym usłyszałem dźwięk wiadomości, ale nie mojej. To jej telefon wibrował. Nie chciałem wchodzić w jej prywatność, ale to nie dawało mi spokoju i zerknąłem kątem oka na telefon.

Gdzie Ty do cholery jesteś?!”

Nadawcą wiadomości był jakiś David, ale kiedy spojrzałem na nią ponownie ona jedynie wywróciła oczyma i wróciła do podziwiania widoków za oknem. Wyjęła słuchawki z uszu.
          - Coś się stało? -zapytałem, ale jedynie pokręciła głową przecząco. Wiedziałem jednak, że nie była spokojna. Chciałem jej jakoś pomóc, ale zamknęła drzwi do swojego wnętrza i nikomu nie dała kluczy. Złapałem ją za podbródek i obróciłem jej twarz od okna, tak, aby na mnie spojrzała. Nie chciała tego zrobić, ale nie pozwoliłem jej opuścić wzroku ponownie. – Olivia ja naprawdę chciałbym ci pomóc. Jeśli masz jakieś problemy postaraj mi się zaufać, a ja pomogę je rozwiązać.
          - Nie mam żadnych problemów, a ty jesteś moim szefem, a nie przyjacielem do pocieszania. –odparła sucho i wiecie co? Zabolało.
          - Nie mogę być jednym i drugim? – zapytałem z nadzieją.
          - Oczywiście, że nie. Nie mam zamiaru zwierzać się swojemu szefowi z tego co mi doskwiera, albo cieszy. Jesteśmy tylko szefem i sekretarką, nie zapominaj o tym Justin. Nic nas nie łączy i nie będzie łączyło. Jestem tylko twoją pracownicą, a ty mi płacisz.
          - Czyli gdybym ci nie płacił wcale nie spędzałabyś ze mną czasu, tak? To chciałaś mi dosadnie przekazać?
          - Właśnie tak.
Spojrzałem na nią marszcząc czoło, a po chwili usłyszałem, że podchodzimy do lądowania i należałoby zapiąć pasy. Gdyby nie to chciałbym się od niej ulotnić. Po chwili byliśmy już na niewielkim lotnisku. Złapałem swoją walizkę i udałem się do wyjścia, a ona podążyła zaraz za mną. W hotelu dostaliśmy własne pokoje, jeszcze zanim wsiedliśmy do samolotu miałem nadzieję, że jakimś dziwnym trafem braknie im pokoi i akurat nam przypadnie jeden z wielkim łóżkiem, ale kiedy wysiedliśmy z samolotu po tym co powiedziała cieszyłem się, że pokoje są osobne.
          - Spotkanie mamy dopiero o 20, więc teraz masz czas wolny. Możesz go zagospodarować jak tylko chcesz.
          - Świetnie, pójdę pozwiedzać. Przyłączysz się? -zapytała z uśmiechem na twarzy, ale ja nie miałem ochoty na spędzanie z nią czasu. Nie po tym co powiedziała chwilę wcześniej. Poczułem jakieś dziwne ukłucie, którego nie znałem i nie wiedziałem co może ono oznaczać.
          - Mam ci za to dodatkowo zapłacić? – zapytałem z przekąsem na co jedynie się zaśmiała. Kompletnie jej nie rozumiałem.
          - Nie musisz. Powiedzmy, że jest to już wliczone w cenę. – poklepała mnie po ramieniu cały czas się śmiejąc, ale mi do śmiechu nie było wcale. Może byłem już za stary i nie rozumiałem tych żartów? – Swoją drogą gdybyś tak miał mi płacić za każdą spędzoną ze mną chwilą szybko mógłbyś zbankrutować, a ja bardzo szybko bym się wzbogaciła. To całkiem kuszące... – zamyśliła się na moment i odezwała ponownie po krótkiej chwili. – Nie. Nie chcę twoich pieniędzy. Tylko miesięczną wypłatę. Nie musisz mi płacić nawet za to, że teraz tu jestem. Potraktuję to jako nowe doświadczenie, a teraz idę się przebrać, bo mam ochotę na małą wspinaczkę. Ty też się lepiej przebierz z tego garniaka. – rzuciła na odchodne i już jej nie było. 
Zniknęła na schodach prowadzących na piętro do jej pokoju. Mieliśmy pokoje obok siebie, więc kiedy wszystko przetrawiłem ruszyłem za nią, do swojego pokoju.

Zdjąłem garnitur i założyłem na siebie zwykłą białą koszulkę na ramiączkach, a do tego krótkie dresowe spodenki w szarym kolorze. Na stopy założyłem adidasy, a do kieszeni spodenek włożyłem portfel, który mógłby się przydać. W pasie obwiązałem bluzę i wyszedłem z pokoju, aby móc popędzić blondynkę, ale to nie było konieczne, bo ona też już wychodziła z pokoju. Miała na sobie krótkie jeansowe spodenki, które odkrywały więcej jej nóg niż dotychczasowe sukienki. Na górę miała ubraną również białą koszulkę na ramiączkach, a w pasie przewiązaną czerwoną koszulę w kratę. Na nagach także adidasy. Niby zwyczajnie, a jednak dodawało jej to uroku. Włosy spięła w wysoki kucyk. Myślę, że nie chciała, aby jej przeszkadzały podczas wspinaczki. Zastanawiałem się tylko gdzie chciała się wspinać.
          - Więc? Co chciałabyś zobaczyć?
          - To chyba oczywiste! – była podekscytowana. – Chcę wejść na wzgórze z napisem Hollywood.
          - Zdajesz sobie sprawę, że to kilka dobrych kilometrów?
          - Wymiękasz? Twoja kondycja nie jest aż tak dobra jak wskazują na to twoje mięśnie? – dotknęła mojego ramienia, a ja czując jej delikatne dłonie od razu się spiąłem.
          - Jasne, że nie wymiękam. Chodź. – złapałem ją za rękę prowadząc ze schodów. Śmiała się, więc i ja uśmiechnąłem się pod nosem.
Wspinaczka minęła nam w ciszy. Widziałem, że moja towarzyszka o czymś intensywnie myślała, ale nie chciałem w to wnikać. To w końcu nie była moja sprawa. Jeśli nie chce mówić to ja nie będę na nią naciskał.
          - Justin przepraszam za to co powiedziałam w samolocie. – odezwała się kiedy byliśmy już na górze i siedzieliśmy na jednym z kamieni.
          - Za co dokładnie? -zapytałem wybity z rytmu.
          - No wiesz.. za to, że powiedziałam, że nie spędzałabym z tobą czasu, gdybyś mi nie płacił. Nie chcę się usprawiedliwiać. To po prostu nie była prawda. Byłam trochę zdenerwowana i rozładowałam się na tobie, całkowicie nie potrzebnie.
          - Wybaczę ci jeśli mi powiesz co cię tak zdenerwowało.
          - Nie mogę. Nie chcę zaprzątać ci głowy swoimi problemami.
          - Ja zaprzątam twoją swoimi.
          - Zawodowymi.
          - Nie tylko. – odparłem, ale szybko zdałem sobie sprawę, że miała rację. – Chociaż w sumie.. ja chyba nie mam problemów poza pracą, ale to pewnie dlatego, że nie mam tak naprawdę zbyt wiele czasu na życie prywatne póki co. Postaram się to trochę zmienić kiedy tylko uda mi się rozwiązać tę sprawę. Na przykład moim prywatnym problemem jest to, że brakuje mi kobiety.
          - Och, czujesz się samotny? -zapytała przejęta. Spojrzałem na nią wymownie, a ona zrozumiała o czym dokładnie mówiłem. Zaczęła się śmiać w głos o mało nie spadając z kamienia. Podtrzymałem ją.
          - Co w tym takiego śmiesznego? Tobie nie brakuje mężczyzny?
Uspokoiła się po chwili i przyjrzała mi uważnie nadal się uśmiechając.
          - Nie Justin. Nie brakuje mi mężczyzny, ani też seksu.
          - Nie robiłaś tego? – uniosłem brew, byłem niezwykle ciekawy odpowiedzi.
          - Robiłam – odparła szczerze – Ale nie szukam faceta, ani na stałe, ani też tylko do seksu. Potrzebuję po prostu czuć się wolna i niezależna.
          - Rozumiem, że to ma związek z twoim byłym facetem. Skrzywdził cię? – zapytałem wprost, bo to nie dawało mi spokoju i nie wiedziałem jak można było skrzywdzić takiego anioła jakim była. Może ten SMS, który dziś dostała też był od niego i dlatego w ciągu chwili została wyprowadzona z równowagi?
          - Krzywdziliśmy siebie nawzajem, ale dosyć o mnie. Powiedz lepiej czy byłeś kiedyś zakochany?
          - Nie wiem. Chyba nie. W liceum wydawało mi się, że jestem zakochany w pewnej Alison. Po szkole okazało się po prostu, że tylko ją lubiłem, a kochałem bardziej jej cycki niż ją samą. –zaśmiałem się sam do siebie, a ona razem ze mną. Byłem z nią całkowicie szczery. – Później byłem już tego zdania, że miłości nie ma. Są może jakieś zauroczenia, a później przywiązanie, ale nic więcej. Od liceum nie miałem dziewczyny na dłużej. Chciałem się bawić, ale w żadnym wypadku nie oszukiwałem dziewczyn, z którymi spałem. Mówiłem im od razu, że to będzie tylko seks i nic więcej, a one się z tym godziły. Takie przygody były tylko na jedną noc, nie ciągnąłem tego dłużej.
          - Rozumiem. To dobrze, że przynajmniej nie zostawiałeś im złudzeń.
          - Szanowałem je wszystkie. Nie było tak, że po pięciu minutach rozmowy wskakiwały mi do łóżka. Nie chciałem takich dziewczyn, starałem się je na początku trochę poznać.
          - Żeby sprawdzić czy nie są psychicznie chore i nie zaczną cię później napastować? - zaśmiała się ponownie, a ja razem z nią. W jej towarzystwie wydawało mi się to takie łatwe.
          - Tak, powiedzmy, że właśnie o to chodziło. A jak było z tobą? Wielu ich było w twoim życiu?
          - Chłopaków czy kochanków? – zapytała zbijając mnie z tropu. Czyżby wcale nie była taka grzeczna na jaką wygląda i jednak zdradzała swojego chłopaka? Zauważyła moje zdziwione spojrzenie i z uśmiechem wyjaśniła mi jak to było i że źle ją zrozumiałem. – Jeśli chodzi o chłopaka to był tylko jeden. Nie myśl sobie, że go zdradzałam, bo nigdy tego nie zrobiłam. Po prostu po tym jak rozstaliśmy się na dobre potrzebowałam odskoczni i w ten oto sposób wdałam się w romans. –przyjrzałem jej się. – No dobrze. Kilka romansów. Tak jak ty, na początku starałam się ich poznać, ale dosyć tego. Dziś powiedziałam ci więcej niż kiedykolwiek.
          - Nie! Nie przerywaj. Jestem ciekaw twoich przygód miłosnych. – odparłem całkowicie szczerze, a ona klepnęła mnie w ramię zeskakując z kamienia. Wyjęła telefon z kieszeni spodenek i zrobiła sobie zdjęcie na tle Los Angeles. Zabrałem jej urządzenie i zrobiłem jej zdjęcie z większej odległości. Podskoczyła wyciągając rękę w górę ze śmiechem, chcąc pokazać, że zdobyła jeden ze szczytów. Uśmiechałem się. Była taka żywa. W sensie, pełna energii. Brakowało mi kogoś takiego. Ładowała moje baterie. Przywołała mnie ruchem ręki, więc podszedłem bliżej, a ona zarzuciła swoje ramie na moje i poprosiła, abym również zrobił sobie z nią zdjęcie. Zgodziłem się, bo niby czemu nie? Może jednak uda mi się zdobyć jej zaufanie i pozwoli, abym był kimś więcej niż tylko szefem. W końcu szefowi raczej nie zdradzałaby takich rzeczy jakie dziś zdradziła mi.

Wróciliśmy z powrotem do hotelu, aby się wykapać i przebrać na spotkanie. Ubrałem na siebie czarne spodnie z jeansu, a do tego dobrałem białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Miałem powoli dość tak oficjalnego stylu.


Olivia


Wzięłam szybki prysznic, aby zdążyć wysuszyć włosy i się przebrać. Na makijaż nie potrzebowałam za wiele czasu. Stanęłam przed lustrem w łazience i przyjrzałam się samej sobie. Byłam szczęśliwa. W końcu, po tak długim czasie mogłam powiedzieć, że naprawdę jestem szczęśliwa, a mój szef, którego chciałam zachować przy sobie tylko jako szefa okazał się być naprawdę w porządku i teraz już nie wiedziałam co zrobić i jak go do końca traktować. 
Dziś na przykład spędziłam z nim bardzo miłe popołudnie. Widziałam jak czasami na mnie patrzył i to właśnie dlatego starałam się trzymać go na dystans. Nie mogłam pozwolić nam na jakiekolwiek bliższe zbliżenia. Musieliśmy pozostać na płaszczyźnie szef-sekretarka, ewentualnie znajomy-znajoma, nic więcej.
Rozczesałam swoje włosy palcami i delikatnie podsuszyłam zostawiając je jeszcze lekko wilgotne. Wtedy najlepiej się układały. Weszłam do sypialni owijając się ręcznikiem i z łóżka zabrałam swój strój. Założyłam białą, lekko prześwitującą koszulę z podwiniętymi rękawami, którą wciągnęłam w spodenki, które błyszczały od cekinów. Dobrałam dodatki w postaci kolii na szyję i bransoletkę do zestawu, dodałam złoty zegarek, a na nogi wsunęłam jasno brązowe szpilki. Do ręki złapałam czarną torebkę zdobioną ćwiekami i już miałam wychodzić, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam, aby je otworzyć i ujrzałam uśmiechniętego Justina. Wystawił w moim kierunku ramię, które złapałam i razem zeszliśmy na dół do restauracji, w której miało odbyć się nasze spotkanie z panem Jasonem.
Podeszliśmy do stolika przy którym siedział mężczyzna około czterdziestki. Justin odezwał się jako pierwszy.
          - Dobry wieczór panie Jason. – mężczyzna wstał wyciągając rękę w kierunku szatyna, a następnie przeniósł wzrok na mnie. Zmierzył mnie od góry do dołu i bynajmniej nie było to jedno z przyjemniejszych spojrzeń. Wyglądał jakby rozbierał mnie wzrokiem co nie uszło uwadze Justina. – To Olivia, współpracuje ze mną.
          - Ile masz lat dziecinko?
          - Dwadzieścia-cztery. – odparłam zawyżając lekko swój wiek. Nie chciałam podczas spotkania być traktowana jak dziecko. Justin spojrzał na mnie lekko zaskoczony, a ja jedynie uśmiechnęłam się do niego dając znak, aby się nie odzywał. Wiedziałam już, że to spotkanie nie będzie należało do najmilszych, ale co poradzić? Taka praca.
Nie minęło dwadzieścia minut, a ja już wiedziałam, że się nie myliłam w ocenie pana Jasona. To był zgred, który po prostu chciał uprzykrzyć życie szatynowi. Nie potrafił przedstawić jasnych argumentów dlaczego postanawia zerwać umowę z naszą firmą. Justin starał się zachować cierpliwość, ale widziałam, że powoli ją tracił. Kiedy po raz pierwszy podniósł głos uszczypnęłam go w udo pod stolikiem dając mu znać, że nerwami i złością nigdzie nie zajdzie.
          - No dobrze panie Jason, co w takim razie firma mojego szefa może zrobić, żeby nie zerwał pan umowy? – odezwałam się po raz pierwszy, a oni obaj na mnie spojrzeli. Nie miałam nic do stracenia. Widać było, że coś kombinował
          - Co może zrobić Justin? Na przykład, wypożyczyć mi ciebie, złotko, na jeden wieczór.
Spojrzałam na niego lekko zszokowana i widziałam jak Justin się uruchomił.
          - Ty stary... – nie pozwoliłam mu dokończyć ciągnąc go za rękę, aby z powrotem usiadł na krześle.
          - Spokojnie panie Fray. – cały czas zachowywałam oficjalny ton, nie chciałam, aby ten zgred wiedział, że mnie i Justina łączyło coś więcej niż tylko praca. Nawet jeśli była to tylko znajomość w początkowym stadium.
          - Twój ojciec jest dokładnie taki sam, a mnie chodzi jedynie o to, aby zjeść z panną Monte kolację i zamienić kilka słów. Wtedy pomyślę nad tym czy będziemy nadal współpracować.
Spojrzałam na Justina, ale jego oczy wyrażały jedynie pustkę. Nic więcej. Przyglądał mi się z marnym uśmiechem na twarzy, a ja tak bardzo chciałam mu pomóc.
          - Nie ma mowy panie Jason. Przykro mi, ale to chyba koniec naszych negocjacji.
          - Nie. – złapałam jego ramię, kiedy chciał wstać. – Pójdę z panem, ale nie na kolację. Niech to będzie obiad. – odpowiedziałam podnosząc tyłek z siedzenia.
          - No dobrze. O 14? Pasuje? Tutaj.
          - Jasne. Może być tutaj. Do jutra w takim razie.
Zmierzałam do wyjścia z restauracji, a Justin po chwili wyrównał ze mną krok. Przyglądał mi się badawczym wzrokiem.
          - Dlaczego do cholery zgodziłaś się na to spotkanie?!
Był zły i to bardzo.  


~*~
No i mamy rozdział trzeci. Wyszedł dość długi, ale mam nadzieję, że się spodoba. Macie możliwość poznać choć odrobinę bohaterów. 

Liczę na Wasze szczere opinie w komentarzach.
Pozdrawiam serdecznie, Alessia.

5 komentarzy:

  1. Olivia ma opory i w sumie wcale jej się nie dziwię, też czułabym sie nieswojo w takim układzie. No bo facet zdecydowanie jej się podoba, ona podoba się jemu... i... tu pojawia się ten dyskomfort, że jednak jest jej pracodawcą.. no kurcze, ja wiem, że to niby nic. Ale jednak coś. bo mieszanie prywatnego życia z pracą.. pod kątem takich relacji.. zawsze niesie za sobą komplikacje..
    Co do końcówki..masakra, co za typ.. co jemu da ten obiad? chyba że naprawdę nie chodzi tu tylko o obiad.. podziwiam Olivię i jednocześnie dziwię się jej, że się zgodziła.. kurcze.. Justina przecież rozniesie . Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o tak, komplikacje będą i to spore w tym opowiadaniu :)

      Usuń
  2. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale nie miałam wcześniej czasu by wejść na Blogspot. Nie rozumiem co kierowało tą dziewczyną, gdy zgadzała się na to spotkabie, ale mam nadzieję, że nie skończy się to źle. Na pewno Justin się wścieknie i coś zrobi, ale ciekawa jestem co wymyśli. I odnoszę wrażenie, że ich znajomość rozwija się dziwnie szybko, za szybko. No nic. Do zobaczenia pod następną notką. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń