02. Chapter two
It doesn't make sense
It doesn't make sense
- Ja do Pana Fray.
- Była Pani umówiona? – jej ton był bardzo oficjalny, więc i ja
postanowiłam taki zachować. Kobieta na oko zbliżała się do
trzydziestki. Widać to było po drobniutkich zmarszczkach w
okolicach oczu.
- Tak. Byłam umówiona na 9.30. Moje nazwisko Monte.
- Drugie piętro.
Wleciałam szybko do windy i po chwili byłam na właściwym
piętrze. Tam natknęłam się na kolejną przeszkodę w postaci kobiety. Wciskała kolejne litery na klawiaturze swojego komputera z dość zaciętym wyrazem twarzy. Zmierzyła mnie takim samym wzrokiem.
Kompletnie nie rozumiałam o co chodzi, ale w tamtym momencie nie
obchodziło mnie to za bardzo. Chciałam po prostu na czas dotrzeć
na spotkanie.
- Byłam umówiona na spotkanie z Panem Fray. – odparłam, od
razu wyjaśniając po co tu jestem. Kobieta złapała za słuchawkę
telefonu wcześniej pytając mnie o nazwisko, a po krótkiej wymianie zdań, skierowała
do drugich drzwi po prawej stronie. Zatrzymała mnie przed samymi
drzwiami i zapytała czy mogłabym zanieść szefowi od razu kilka
papierów. Zdziwiło mnie to, bo przecież to należało do jej obowiązków, ale zgodziłam się, bo niby czemu nie? Mogłam też w ten sposób się odrobinę wykazać. Zapukałam w drzwi, a
kiedy usłyszałam ciche proszę nacisnęłam na klamkę. Kiedy
zrobiłam dwa kroki z rąk wyleciały mi papiery, które miałam
wręczyć swojemu, być może przyszłemu szefowi. Zachowałam się jak niezdara, a przecież to mi się raczej nie zdarzało. Czemu musiało przydarzyć się akurat teraz? Natychmiast
ukucnęłam, aby wszystko pozbierać, gdy poczułam na swojej dłoni jego dłoń. Ciepłą, dużą i silną. Dotknął mnie całkowicie przypadkiem. Pomógł mi pozbierać wszystkie dokumenty, a następnie oboje wstaliśmy i w końcu mogliśmy się
sobie przyjrzeć. Byłam ciekawa jak wygląda przyszły spadkobierca
tej ogromnej firmy.
- To Ty. – odezwał się jako pierwszy. Był wyraźnie zadowolony.
- O Matko... – wyrwało mi się, a On zaśmiał się w głos.
Zmierzył mnie od góry do dołu zatrzymując wzrok na moich nogach,
a dokładniej na butach, które przyozdabiały moje stopy i dodawały
mi kilka centymetrów.
- Widzę, że kostka już Ci nie doskwiera. – odparł zapraszając
mnie w głąb biura, które swoją drogą, było... dość
nowoczesne. Wszystkie ściany zdobiły ogromne okna przez co wewnątrz
było mnóstwo światła dziennego. Pod jedną ze ścian z oknami
stało jego białe biurko z czarnym fotelem. Musiał być naprawdę
wygodny. Natomiast fotele dla „gości” były białe i wcale nie
wydawały się być tak wygodne jak jego fotel. Aby podejść do
biurka trzeba było wejść na stopień, natomiast niżej stały
naprzeciw siebie dwie czarne kanapy, a pomiędzy nimi szklany stolik.
Na ścianie naprzeciw biurka wbudowane było ogromne akwarium, które
było tutaj jedynym dodatkiem kolorów. Rozpoznałam Nemo, z tej
bajki dla dzieci. Wykładzina była w szarym odcieniu, a dywan pod
kanapami i stolikiem był w kolorze czarnym. Z wysokiego sufitu
zwisały ogromne okrągłe lampy. Musiały dawać dobre światło,
ale zapewne używano ich tylko wtedy, gdy szef pracował późnymi
wieczorami. Na oknach przywieszone były delikatne białe zasłony,
które raczej były tylko ozdobą niż koniecznością.
- Halo? – usłyszałam jego głos i ujrzałam rękę przed oczyma.
- Halo? – usłyszałam jego głos i ujrzałam rękę przed oczyma.
- Przepraszam, zamyśliłam się. – odparłam zgodnie z prawdą.
- Można wiedzieć o czym tak intensywnie myślałaś przed chwilą?
- Przepraszam Panie Fray. To chyba nie ma sensu – odparłam
kierując się w stronę drzwi. Nim zdążyłam do nich dojść
usłyszałam jego głos.
- Wczoraj „półgłówek”, a dziś Pan Fray. Nasza znajomość
zaczyna mi się coraz bardziej podobać, szczerze mówiąc.
Zmarszczyłam nos zamykając oczy. Sytuacja była po prostu
beznadziejna. Wiedziałam już, że ta praca przemknie mi koło nosa.
- Może po prostu usiądziemy i porozmawiamy? – zaproponował.
Spojrzałam na niego wzdychając, a w końcu usiadłam naprzeciw niego na kanapie. Wyciągnął do mnie dłoń z delikatnym uśmiechem. Czekał, aż ją uścisnę, więc to zrobiłam z głęboko skrywanym wstydem. Wczorajsze wydarzenia przyprawiały mnie teraz o ból głowy. Jak mogłam się tak zachować i nazwać obcego człowieka "półgłówkiem"? Bez znaczenia kim on był. To było po prostu nie ładne z mojej strony. Mimowolnie spojrzałam na swoją kostkę i przymknęłam powieki. Wiedziałam, że ból, który w niej poczułam był jedynie wyimaginowanym bólem.
- Justin Fray.
- Olivia Monte.
- Skoro formalności mamy już za sobą i tym razem nie zatrzasnęłaś
mi drzwi przed nosem – widziałam jak jego kąciki delikatnie uniosły się ku górze. – Może przejdziemy do spraw służbowych. Jeśli
chodzi o Twoje referencje... one są w porządku. Kontaktowałem się z
Twoim poprzednim szefem, ale... To nieco dziwne... – podrapał się palcem wskazującym po skroni jakby nieco zakłopotany. – Dowiedziałem się jedynie, że ma
zakaz zbliżania się do Ciebie. Nie chciał nawet ze mną porozmawiać. Możesz mi to wyjaśnić? – jego
spojrzenie było dociekliwe, a ja momentalnie nie wiedziałam jak się
zachować, ani co powiedzieć. Nie przewidziałam tego.
- Nie. To znaczy... nie chcę na ten temat rozmawiać. Ja naprawdę
spełniałam wszystkie warunki, które postawił mi wtedy Pan
Johanson, ale on po prostu... – ręce zaczęły mi się trząść, co
nie uszło uwadze bruneta. Przyglądał mi się uważnie, a ja w końcu nie
wytrzymałam. – To naprawdę nie ma sensu. – wstałam i szybkim
krokiem przemierzyłam gabinet wychodząc na korytarz. Prawie biegnąc weszłam do
windy wciskając przycisk z cyfrą zero. Moje zachowanie spowodowało, że kobieta, która siedziała za biurkiem spojrzała na mnie zdziwiona i zaciekawiona moim zachowaniem. Obróciłam głowę, aby na nią nie patrzeć. Winda zamknęła się szybko i zjeżdżałam już w dół. Kiedy się otworzyła
szybkim krokiem z niej wyszłam. Zmierzałam w kierunku wyjścia.
Justin:
Wybiegła z mojego gabinetu, a ja niewiele myśląc wyleciałem za nią. Suzi, moja tymczasowa sekretarka spojrzała na mnie jak na oparzonego. Kątem oka dostrzegłem jeszcze cień jej sylwetki. Wpadła do windy niczym poparzona. Nie zdążyłem jej dogonić, więc niewiele myśląc zbiegłem schodami w dół. Rzuciłem się w kierunku windy, ale jej już tam nie było. Tylko jej słodko-kwiatowy zapach unosił się w powietrzu.
- Gdzie ta blondynka, która przed chwilą wyszła z windy? – zadałem
pytanie do kobiety za biurkiem, a ona spojrzała na mnie jak na
szaleńca.
- Wyszła. – odparła krótko, bez żadnych głębszych emocji, wskazując na drzwi.
- Przekaż Suzi, żeby odwołała dzisiejsze spotkania. Nie wiem czy
jeszcze wrócę do biura.
Wyszedłem na zewnątrz, ale moja firma mieściła się w samym centrum. Ludzi było tutaj codziennie co niemiara. Rozglądałem się dookoła sprawiając, że spojrzenia obcych ludzi lądowały na mojej sylwetce, ale blondynki już nie dostrzegłem. Wsiadłem więc do
samochodu i ruszyłem pod adres pod który wczoraj ją odwoziłem.
Zapukałem do drzwi, ale nikt nie otwierał, więc przysiadłem na
schodach czekając na nią. Minęło kilka godzin, a jej nadal nie było.Kiedy już się zjawiła stanęła w miejscu jakby zobaczyła ducha. Jej piękne brązowe oczy zrobiły się jeszcze większe. Uśmiechnąłem się na ten widok. W rękach trzymała dwa kwiatki w doniczkach. Zabrałem je od niej.
- Co Pan tu robi? – zapytała, a ja zastanawiałem się dlaczego mówi mi na Pan. To mnie trochę bawiło.
- Chcę z Tobą porozmawiać i przestań z tym Panem. Możemy
zamienić kilka słów?
- No dobrze. – usłyszałem westchnięcie.
Otworzyła drzwi przepuszczając mnie pierwszego, a następnie
weszła ona. Zabrała ode mnie jeden z kwiatków i postawiła na
stoliku w salonie. Mieszkanie było bardzo przytulne i ciepłe, a w
dodatku nie tak daleko od firmy.
- Chcesz coś do picia?
- Woda?
Nalała wody do dwóch szklanek podając mi jedną. Oznajmiła, że
pójdzie się przebrać i po chwili zniknęła na schodach z drugim
kwiatkiem w dłoni. Obserwując mieszkanie nie potrafiłem odczytać
o niej nic nowego. Zauważyłem jedynie, że chyba nie mieszka tu
zbyt długo, bo nie widziałem żadnych pamiątek w postaci zdjęć, do których kobiety mają ogromny sentyment, a może się myliłem? Wstałem z kanapy w salonie i
podszedłem do okna. Miała świetny widok za oknem. Wzgórza i
kolorowe uliczki, które były tutaj jedną z atrakcji. Jej dzielnica należała do tych spokojniejszych.
Wiem, bo sam kiedyś mieszkałem niedaleko. Usłyszałem jej ciche
kroki na schodach. Wyglądała zjawiskowo. Miała na sobie długą,
zwiewną, czarną sukienkę w duże kwiaty, z mocnym wycięciem aż do
uda, którego nie dało się pominąć. Na nogach beżowe sandałki na obcasie. Wyglądała naprawdę
pięknie. Przyglądałem jej się dopóki nie stanęła naprzeciw
mnie. Usiedliśmy na kanapie, zdecydowanie bliżej siebie niż w moim
biurze co powodowało, że mogłem dokładnie poczuć jej słodkie
perfumy. Jej zapach otulał mnie, a ja chciałem być bliżej i
bliżej. Nawet nie zauważyłem, że przysunąłem się do niej i
teraz ocierałem się o nią ramieniem. Uśmiechnęła się
delikatnie przez co i na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Mogę wiedzieć co cię do mnie ściągnęło? – jej głos był
tak melodyjny, że mógłbym słuchać jej godzinami. Dniami i
nocami.
- Ja po prostu chcę ci powiedzieć, że jeśli zależy ci na tej
pracy to masz ją, ale pod jednym warunkiem. – odparłem na co ona
obróciła twarz w moją stronę z uniesioną powieką. – Musisz
zjeść ze mną obiad, albo kolację. Jak wolisz.
- Mamy razem pracować, nie możemy pozwolić sobie...
- Jako moja sekretarka jeszcze nie raz i nie dwa zjesz ze mną
lunch. To nie wpłynie na nasze relacje w pracy.
- Nie mogę. Jeśli to jest twój warunek to możesz szukać dalej
sekretarki, bo ja nie mogę się zgodzić na to co proponujesz. – odparła wstając z kanapy, a ja momentalnie poczułem chłód w miejscu, w którym nasze ramiona się stykały. Nie podobało mi się to. Stanęła przy oknie spoglądając na to co dzieje się na zewnątrz.
Nie uśmiechała się. Jej wyraz twarzy był nieodgadniony.
- Skoro nie chcesz ze mną pracować to może po prostu dasz się
namówić na obiad w ramach rekompensaty za wczorajszy wypadek i mój
uniesiony głos?
- Justin... – westchnęła obracając się w moją stronę nie zdając
sobie sprawy jak blisko niej jestem. Teraz dzieliło nas od siebie
zaledwie kilka centymetrów. Spojrzałem w jej oczy. Była zagubiona.
Patrzyła w moje tęczówki. Miała piękne oczy. Ciemne i
tajemnicze. Ona sama była tajemnicza. Nie wiedziałem co się w niej
kryje, ale zdecydowanie chciałem to wiedzieć. Odeszła odrobinę i w końcu zgodziła się zjeść ze mną obiad. Przed tym
postanowiłem zabrać ją na plażę, gdyż dzień zapowiadał się
naprawdę ciepło.
Dojechaliśmy na Baker Beach w ciągu kilkunastu minut. Jechaliśmy w
ciszy. Olivia nie miała ochoty się odzywać, a ja nie chciałem
przerywać jej podziwiania widoków za oknem samochodu, którymi bez
wątpienia się napawała. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy
się w stronę zejścia na plażę. Wziąłem z samochodu koc. Tutaj
chyba każdy woził go w samochodzie. Rozłożyłem go na piachu,
który mimo wczesnej pory zdążył się już nagrzać. Oliv – pozwoliłem ją sobie tak nazywać w myślach – zdjęła swoje
sandałki i kroczyła po piachu z szerokim uśmiechem. Wyglądała
jak anioł. Lekki wiatr rozwiewał jej włosy na każdą stronę, a ona marszcząc nos próbowała je poskromić. Usiadłem na kocu i
postanowiłem ją obserwować nie odzywając się póki co. Miałem
wrażenie, że całkowicie o mnie zapomniała. Podeszła do oceanu.
Woda zmoczyła jej palce, a ona natychmiast odskoczyła. Zaśmiałem
się pod nosem. Po chwili przyzwyczaiła stopy do chłodnej wody i
spacerowała brzegiem mocząc je do kostek. Uniosła delikatnie
sukienkę do góry, aby jej nie zmoczyć przez co mogłem obserwować
jej piękne nogi. Była opalona i było jej z tą opalenizną do
twarzy. Napawałem się widokiem, kiedy nagle stanęła w miejscu
unosząc głowę do góry, ale nie do słońca. Uniosła głowę do
nieba i wyglądała jakby prosiła o coś tego u góry po czym
głęboko westchnęła. Podeszła i usiadła na kocu obok mnie. Nie
miała na sobie praktycznie makijażu. Jedynie tusz na rzęsach
i pomadka na ustach. Myślę, że to by było na tyle. Inne
dziewczyny w jej wieku nosiły od groma makijażu, który przy
mocnych promieniach "spływał" z twarzy. Nigdy nie mogłem pojąć, czy kobiety myślały, że to podoba się facetom? Jeśli tak było to musiałem je rozczarować. Mało któremu facetowi podoba się spływający makijaż.
Uśmiechnąłem się widząc jej zamknięte oczy. Była zjawiskowa.
Uśmiechnąłem się widząc jej zamknięte oczy. Była zjawiskowa.
- Więc? – zacząłem, a jej wzrok natychmiast spoczął na mnie. – Dlaczego akurat Kalifornia? – zapytałem przerywając
ciszę, która w żadnym razie nie była krępująca. To dziwne, ale
przy niej nawet w ciszy mogłem siedzieć i wcale się nie nudziłem.
Chyba mam gorączkę. Byłem bardzo ciekawy jej osoby.
Chyba mam gorączkę. Byłem bardzo ciekawy jej osoby.
- Chciałam się usamodzielnić. Nic wielkiego.
- Mogłaś się usamodzielnić trochę bliżej domu. Jesteś z New
Jersey, a to po drugiej stronie stanów. Dlaczego uciekłaś tak
daleko od domu? Problemy z rodzicami?
Zaśmiała się dźwięcznie, a ja nie wiedziałem czy powiedziałem
coś nie tak czy jednak chodzi o coś zupełnie innego. Odezwała się, ponownie kierując moją uwagę na swoje usta. Obdarzyła mnie swoim rozbawionym spojrzeniem.
- Nie mam problemów z rodzicami. Kocham ich nad życie.
- Więc? Co Cię tutaj sprowadziło?
- Nic. Chcę się usamodzielnić.
Nie wierzyłem w to, że przyjechała na
drugi koniec stanów tylko po to, żeby się usamodzielnić. Mogła
to zrobić bliżej domu. Może przed czymś uciekała? Tylko przed
czym? Przecież ma dopiero dwadzieścia-jeden lat. Jest jeszcze bardzo
młoda, przed czym niby miałaby uciekać, albo przed kim? Moim celem
było ustalenie tego.
- Jeśli nie chcesz powiedzieć teraz to zrobisz to kiedy indziej. – odparłem pewny siebie za co dostałem jej karcące spojrzenie. Zbyt
pewnie? Trudno.
- Skąd ta pewność? Dlaczego tak bardzo chcesz mnie poznać?
- Po prostu. Dlaczego nie?
Wzruszyła ramionami. Skoro jej taktyka była właśnie taka to moja
nie mogła być inna. Jest tu nowa. Powinno jej
zależeć na tym, aby poznać ludzi, ale ona ewidentnie miała
to po prostu gdzieś. Nie wiem czy chodziło tylko o mężczyzn czy
także o kobiety. Może uciekła właśnie przed chłopakiem? Może
to dlatego jest taka obojętna względem mnie? Cholera nienawidziłem
niepewności, a ona z tego co widzę nie zamierza mnie wcale
zaszczycić wyjaśnieniami.
Położyła się na kocu dotykając mojego boku. Jej włosy rozsypały
się na moim brzuchu. Po raz kolejny tego dnia uśmiechnąłem się
sam do siebie. Pierwszy raz, od nie pamiętam kiedy, uśmiecham się
tak często. Bawiłem się jej włosami co jej wcale nie
przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Miałem wrażenie, że relaksuje się przy tym. Przymknęła oczy od słońca. Ja również położyłem
głowę na kocu i zamknąłem powieki. Nie minęło pół godziny, a
już rozdzwonił się mój telefon. Anulowałem połączenie na co ona uśmiechnęła się pod nosem myśląc, że tego nie widzę.
Opadłem z powrotem na koc.
Chyba przysnąłem, bo kiedy ponownie otworzyłem oczy jej nie było obok mnie. Rozejrzałem się po brzegu i wtedy ją dostrzegłem. Stała mocząc kostki i trzymając dziecko na rękach. Podniosłem się z koca i podszedłem bliżej. Śmiała się melodyjnie, a dziewczynka razem z nią pokazując jej coś w wodzie.
Chyba przysnąłem, bo kiedy ponownie otworzyłem oczy jej nie było obok mnie. Rozejrzałem się po brzegu i wtedy ją dostrzegłem. Stała mocząc kostki i trzymając dziecko na rękach. Podniosłem się z koca i podszedłem bliżej. Śmiała się melodyjnie, a dziewczynka razem z nią pokazując jej coś w wodzie.
- Przysnąłem na moment, a Ty dorobiłaś się już dziecka? – zaśmiałem się, a ona razem ze mną. Natomiast dziewczynka
spojrzała na mnie tak jakbym przerwał jej najlepszą zabawę.
- Podeszła do mnie i zaczęła opowiadać piękne historie. Melanie – tym razem zwróciła się do dziewczynki – opowiesz Justinowi o
tym co się chowa w oceanie?
- To Twój chopak? – zapytała mała przyglądając mi się uważnie.
Miała może dwa latka, to normalne, że nie umiała jeszcze mówić
wyraźnie.
- Nie kochanie. To tylko... znajomy. – odparła patrząc na mnie.
- Och, pójde jusz do mamy.
Olivia postawiła ją na nogach, a ona biegiem ruszyła w stronę kobiety.
- Głodna? – zapytałem, ale jedynie skinęła głową
twierdząco. Zabraliśmy koc ze sobą i ruszyliśmy w stronę
samochodu. Postanowiliśmy udać się spacerem do
jakiejś pobliskiej knajpki. Chciałem zabrać ją do jakiejś
wykwintnej restauracji, ale powiedziała, że nie ma zamiaru jeść
sushi czy czegoś tym podobnego. Miała po prostu ochotę na jakiegoś
fast-fooda. Zdziwiłem się słysząc to, bo jej sylwetka nie
wskazywała na to, aby spożywała takie rzeczy.
- Mam ochotę na burgera. Takiego tłustego. – powiedziała ciesząc
się sama do siebie i łapiąc za brzuch, który dał właśnie o
sobie znać.
- Patrząc na Ciebie pierwszy raz zastanawiałem się czy Ty w ogóle
coś jesz. Twoja waga też pozostawia wiele do życzenia.
- Nie przesadzaj! – zaśmiała się wychodząc na pasy, a ja w porę
złapałem ją za rękę, kiedy prawie weszła pod rozpędzony
samochód. Spojrzałem na nią wystraszony, a ona jedynie wzruszyła
ramionami.
- Powinnaś bardziej uważać na siebie.
Trzymając ją za rękę przeszedłem przez pasy kierując się do
knajpki na rogu ulicy. O dziwo nawet się nie wyrywała. Ścisnęła
moją rękę, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
Zajęliśmy miejsce przy stoliku, a po niespełna dziesięciu
minutach dostaliśmy swoje zamówienia. Oboje zamówiliśmy burgery w
zestawie z frytkami. Zajadaliśmy się frytkami, które były naprawdę dobre.
- Chciałbym, żebyś u mnie pracowała. – powiedziałem po
przełknięciu kolejnej frytki. Uniosła na mnie wzrok i przyglądała
mi się przez dłuższą chwilę.
- Dlaczego? Rozmawialiśmy przecież o tym.
- No tak, ale obiad mamy już przecież za sobą, więc nic nie stoi
nam na drodze. Poza tym chciałbym cię poznać.
- Nie umówię się z tobą więcej. Bez różnicy czy będę u ciebie pracowała czy nie. To nasze pierwsze i ostatnie spotkanie
Justin.
- Nie musisz się ze mną umawiać. Chcę, żebyś dla mnie
pracowała. Możesz zacząć od jutra. Przyjdź o dziewiątej do
biura, a Suzi trochę Cię przeszkoli.
- Suzi? To ta brunetka z góry czy ruda z dołu? – zapytała patrząc
mi w oczy.
- Ta z góry. Dlaczego pytasz? – wzruszyła ramionami, wkładając do ust kolejną frytkę.
- Zorientowałam się, że nie znajdę tam koleżanki. Ta rudowłosa... miałam wrażenie jakby ciskała we mnie błyskawice. Nie lubię tego. Przecież ona mnie nie zna.
- Zorientowałam się, że nie znajdę tam koleżanki. Ta rudowłosa... miałam wrażenie jakby ciskała we mnie błyskawice. Nie lubię tego. Przecież ona mnie nie zna.
- Jesteś od niej młodsza i ładniejsza. Nie dziw się jej, że
poczuła...
- Ty... spałeś z nią! – uniosła głos, ale tak, żeby nikt inny tego
nie słyszał poza mną. Przenikała mnie wzrokiem. Była lekko rozbawiona – Nie wiesz, że
nie sypia się ze swoimi współpracownikami?
- Spałem z nią kiedy to mój ojciec jeszcze rządził firmą. Nie
moja wina, że chciała czegoś więcej. Ja jej niczego nie
obiecywałem. To miała być tylko zabawa, a ona o tym wiedziała.
- Więc gustujesz w przygodach na jedną noc. – odparła śmiejąc
się pod nosem zagryzając burgera. – Ciekawych rzeczy dowiaduję się
o swoim przyszłym szefie.
- Za to ja nie wiem nic o swojej przyszłej pracownicy, a chciałbym
się czegoś dowiedzieć. Czegokolwiek.
- To Ci wyjdzie na zdrowie. Uwierz mi. – puściła mi oczko.
***
No i jest kolejny rozdział. Mam nadzieje, że wciągnie Was choć odrobinę.
Liczę, że nie będzie Wam przeszkadzało, że opowiadanie jest pisane z dwóch perspektyw – głównej bohaterki i bohatera.
Zostawcie jakiś komentarz. :)
Pozdrawiam i życzę miłego dnia!
Ps. Zmieniłam wiek bohaterów.
Liczę, że nie będzie Wam przeszkadzało, że opowiadanie jest pisane z dwóch perspektyw – głównej bohaterki i bohatera.
Zostawcie jakiś komentarz. :)
Pozdrawiam i życzę miłego dnia!
Ps. Zmieniłam wiek bohaterów.
Więc oficjalnie potwierdzone. Tajemniczy łamacz kostek jest Justine Fray :D I wiedziałam, wiedziałam, ze go zaintryguje jej charakterek. Żaden facet nie przejdzie obojętnie obok dziewczyny która go spławia i pokazuje pazurki. Ale W tej firmie raczej nie będzie sielankowo.. Mam na myśli, że Olivia będzie musiała walczyć z harpiami.. jakoś nie wydaje mi się, żeby Suzi była jedyną, która będzie o nią zazdrosna, a przecież ludzie od razu zauważą, że szef lubi swoją nową sekretarkę:D
OdpowiedzUsuńhttp://refleksyy.blog.onet.pl/
Masz 100u% rację. Kolorowo to tam nie będzie, ale Olivia ma silną osobowość, więc zobaczymy co z tego wyjdzie :)
Usuńmuszę się przestawić na czytanie z kilku perspektyw, ale nie mam nic przeciwko temu. Do niedawna sama tak pisałam, więc powinnam ogarniać.
OdpowiedzUsuńIch znajomość rozwija się ekspresowo, aż trudno się w tym połapać. Zastanawiam się jednak o co chodzi z tym miłosnym trójkątem. Jej były szef jest jej byłym partnerem (tak wywnioskowałam z treści) i to właśnie od swojego szefa nawiała na drugi koniec kraju. Ech, nie wiem. Potrzebuję więcej rozdziałów by to ogarnąć, ale już mam swoją teorię i mam nadzieję, że tym razem nie trafię, bo lubię być zaskakiwana.
Pozdrawiam i wracam do pisania swojej "wesołej" twórczości :)